Betty Neels - Angielka w Amsterdamie, ● Harlequin Romantyczne Podróże

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Betty Neels
Angielka w Amsterdamie
Discovering Daisy
Rozdział 1
Pogoda była sztormowa, niebo zasnute chmurami. Wzburzone morze
poszarzało i wysokie fale rozbijały się na opustoszałej plaŜy, gdzie
spacerowała samotnie drobna dziewczyna. Rzucała do wody muszle i
kamyki, a potem szła dalej przed siebie szybkim krokiem, Ŝeby po chwili
znowu przystanąć. Nie próbowała powstrzymać łez spływających po
policzkach. Wmawiała sobie, Ŝe jeśli się wypłacze, łatwiej przyjmie do
wiadomości fakty i szybciej o wszystkim zapomni. Trzeba się uczyć na
własnych błędach, a światu pokazywać uśmiechniętą twarz.
Wkrótce zawróciła, otarła załzawione oczy, wydmuchała nos,
poprawiła chustkę, spod której wysunęły się niesforne kosmyki i
przybrała znów pogodny wyraz twarzy. Miała nadzieję, Ŝe wygląda na
dziewczynę zadowoloną z Ŝycia. Weszła po schodkach prowadzących z
plaŜy ku nadmorskiej promenadzie, wesoło pomachała znajomemu
portierowi z Grand Hotelu i ruszyła dalej główną ulicą, stromą i wąską.
Sezon dobiegł końca i kurort szykował się do zimowego snu. Bez obaw
moŜna było chodzić środkiem jezdni, a w sklepach znudzeni sprzedawcy
chętnie gawędzili z klientami.
Od głównej ulicy odchodziło kilka przecznic. Dziewczyna skręciła w
jedną z nich i minęła kilka zabytkowych domków, gdzie mieściły się
butiki i knajpki. Mniej więcej w połowie ulicy był duŜy sklep. Nad
witryną umieszczono tradycyjny szyld: „Thomas Gillard – Antyki". Gdy
otworzyła drzwi, zadzwonił staromodny dzwonek.
– To ja! – krzyknęła, zdejmując z głowy chustkę. Włosy brązowe jak
skorupka orzecha sięgały jej do ramion.
Była zwyczajną dziewczyną: średni wzrost, przyjemnie zaokrąglona
figura wbrew najnowszej modzie, miła, ale niezbyt urodziwa twarz, w
której uwagę przykuwały jedynie wielkie piwne oczy ocienione długimi
rzęsami. Miała na sobie pikowaną kurtkę i tweedową spódnicę –
uniwersalny strój, odpowiedni na tę porę roku. Nikt by się nie domyślił,
Ŝe niedawno płakała. Przemykała zwinnie między starymi meblami. Były
wśród nich cenne okazy sprzed kilku wieków i zwykłe wiktoriańskie
sprzęty. Pod ścianami stały komody, szafki i kredensy z kryształowymi
szybkami. Na blatach i półkach umieszczono niezliczone figurki z
porcelany, szklane karafki, flakony na pachnidła, bibeloty i srebra. O
kaŜdym z tych przedmiotów mogła coś powiedzieć. Uchylone drzwi w
głębi sklepu prowadziły do gabinetu jej ojca, a drugie wychodziły na
schody i wiodły do mieszkania nad sklepem.
Mijając biurko cmoknęła ojcowską łysinę i poszła na górę. Matka
siedziała przy gazowym kominku i hartowała ozdobną powłoczkę.
Uśmiechnęła się, podnosząc wzrok znad tamborka.
– Zaraz siądziemy do podwieczorku. Nastaw wodę, a ja dokończę
haft. Jak spacer?
– Bardzo przyjemny, choć zrobiło się chłodno. Za to w mieście nie
ma juŜ turystów.
– Wychodzisz z Desmondem, kochanie?
– Nie umawialiśmy się na wieczór, bo ma spotkanie i musi
wyjechać...
– Daleko?
– Tylko do Plymouth.
– W takim razie powinien szybko wrócić.
Daisy kiwnęła głową i poszła zaparzyć herbatę. Była niemal pewna,
Ŝe Desmond się dziś nie pojawi. Wczoraj poszli na kolację do najlepszej
restauracji w mieście i natknęli się tam na kilku jego znajomych. Daisy
była zakochana, więc nie dostrzegała jego wad, ale do tamtych ludzi
miała powaŜne zastrzeŜenia i dlatego nie chciała jechać z nimi do
nocnego klubu w Totnes. Desmond był wściekły i dał jej to odczuć.
Twierdził, Ŝe psuje zabawę i jest staroświecka. Z drwiącym uśmiechem
stwierdził, Ŝe powinna wreszcie dorosnąć. Milczał uparcie, gdy odwoził
ją do domu. Ledwie wysiadła, bez słowa zawrócił i pojechał do
znajomych. Daisy, która po raz pierwszy była zakochana, przepłakała
całą noc.
Straciła dla niego głowę, gdy wstąpił do antykwariatu, szukając
kryształowej czarki. Dwudziestoczteroletnia Daisy – przeciętna
dziewczyna z sercem pełnym romantycznych złudzeń – natychmiast
poddała się jego czarowi, zachwycona męską urodą i nienagannymi
manierami. Wobec takich zalet niski wzrost nie stanowił problemu,
chociaŜ Desmond był od niej wyŜszy zaledwie o kilka centymetrów. Nie
brakowało mu tupetu i dlatego bez wahania zaprosił ją na kolację. Od tej
pory spotykali się regularnie.
Daisy pracowała w sklepie ojca, ale mogła swobodnie dysponować
czasem, więc od razu zgodziła się pokazać mu miasto i okolice.
Początkowo okazywał wiele zapału i ciekawości; zwiedzili miejskie
muzeum, parę kościołów oraz zabytkowe domy nad brzegiem morza,
pochylone ze starości. W końcu znudził się, ale wytrwał do końca
wycieczki, bo jawne uwielbienie Daisy schlebiało jego próŜności. W
rewanŜu zaprosił ją na podwieczorek, dowcipkował z uśmiechem, nie
dopuszczając jej do głosu. Zasłuchana, patrzyła w niego jak w obraz, gdy
opowiadał o swoim wysokim stanowisku, śmiał się z własnych Ŝartów,
podziwiał nowy krawat i elegancką, skórzaną teczkę, z którą nigdy się
nie rozstawał, bo stanowiła waŜny element jego wizerunku.
Nie przejmowała się, Ŝe mało go obchodzą jej sprawy. Sądziła, Ŝe
zainteresował się nią, poniewaŜ był znudzony samotnością w małym
miasteczku. Jego codzienne Ŝycie w Londynie z pewnością wyglądało
inaczej. Poderwał ją, bo nie było na horyzoncie odpowiedniej
dziewczyny – urodziwej, bogatej i modnie ubranej. Czasami kpił z
niemodnych strojów Daisy.
Daremnie łudziła się, Ŝe mimo wszystko zajrzy do niej wieczorem.
Rozczarowana, długo polerowała stare srebra kupione niedawno przez
ojca. UŜywane przez wiele dziesięcioleci, miały dla niej szczególny urok,
poniewaŜ była przekonana, Ŝe cudownie jest uŜywać w czasie posiłku
takich sztućców i nakrycia. Wyczyściła ostatnią łyŜkę, umieściła ją w
wyściełanym aksamitem pudełku, schowała je do kredensu i przekręciła
kluczyk. Potem zamknęła sklep, włączyła alarm i poszła na górę, Ŝeby
zaparzyć herbatę. Gdy była w kuchni, rozległ się dzwonek telefonu.
Podniosła słuchawkę i usłyszała wesoły glos Desmonda.
– Daisy, mam dla ciebie niespodziankę. Chodzi o sobotni wieczór. W
hotelu Palące będzie uroczysta kolacja i bal. Dostałem zaproszenie, więc
szukam partnerki – dodał zmysłowym szeptem. – Kochanie, obiecaj, Ŝe
pójdziesz ze mną. To waŜna impreza. Będzie tam kilka osób, z którymi
chciałbym pogadać. Muszę wykorzystać swoją szansę. – Daisy milczała,
więc mówił dalej. – Szykuje się prawdziwe towarzyskie wydarzenie.
Musisz być odpowiednio ubrana. Kup wystrzałową kreację, Ŝeby ludzie
się za tobą oglądali. Najlepsza byłaby krótka czerwona sukienka.
Zapomnij o uprzedzeniach i zrób się na bóstwo.
– Myślę, Ŝe czeka nas mity wieczór i chemie pójdę z tobą na to
przyjęcie. Ile moŜe potrwać? – Daisy była ogromnie podekscytowana
rozmową, ale starała się tego nie okazywać.
– Takie imprezy kończą się zwykle około północy. Rzecz jasna,
odwiozę cię do domu. Obiecuję, Ŝe nie zostaniemy długo – zapewnił
skwapliwie, a Daisy, która zawsze dotrzymywała obietnic, uwierzyła mu
na słowo. Po chwili odezwał się znowu tonem człowieka, który ma na
głowie dziesiątki waŜnych spraw. – Do końca tygodnia nie znajdę wolnej
chwili. Jestem strasznie zapracowany, więc zobaczymy się dopiero w
sobotę. Bądź gotowa o ósmej.
Gdy przerwał połączenie, uszczęśliwiona Daisy przez moment stała
nieruchomo, zastanawiając się, jaką sukienkę kupić na tę okazję. Miała
sporo pieniędzy, bo ojciec płacił jej pensję, z której większość odkładała.
Wkrótce otrząsnęła się z zadumy i poszła do matki, Ŝeby oznajmić
nowinę.
W miasteczku niewiele było sklepów z elegancki} konfekcją. Co
gorsza, rodzice Daisy nie mieli samochodu, a po zakończeniu sezonu
autobusy jeździły bardzo rzadko, więc nie mogła nawet marzyć o
wyprawie po zakupy do większego miasta. Wybrała się do butiku przy
głównej ulicy i szybko znalazła efektowną czerwoną kreację. Kupiła ją
natychmiast, bo to był ulubiony kolor Desmonda.
Po powrocie do domu raz jeszcze przymierzyła nowy nabytek i mina
jej zrzedła, poniewaŜ sukienka była stanowczo za krótka, a dekolt zbyt
głęboki. Zdała sobie sprawę, Ŝe ta kreacja do niej nie pasuje.
Spodziewała się, Ŝe matka potwierdzi te obawy, ale pani Gillard szczerze
kochała córkę i pragnęła jej szczęścia, więc oznajmiła, Ŝe na wielki
bankiet trzeba się wystroić, a zatem pewna swoboda jest w tym wypadku
usprawiedliwiona. W głębi ducha błagała niebiosa, Ŝeby Desmond,
którego szczerze nie lubiła, został przez swoją firmę odwołany z ich
miasteczka. Gdyby to od niej zaleŜało, dostałby intratną posadę za
granicą.
Nadeszła sobota. Uszczęśliwiona Daisy długo się przygotowywała,
Ŝeby tego wieczoru ładnie wyglądać. Zrobiła staranny makijaŜ i upięła
włosy w skromny kok pasujący raczej do kostiumu nauczycielki niŜ do
wyzywającej czerwonej sukienki. Gdy była gotowa, zeszła na dół i
czekała na Desmonda, który spóźnił się dziesięć minut, lecz ani myślał za
to przeprosić. Zmierzył ją taksującym spojrzeniem, zwracając uwagę
przede wszystkim na strój.
– MoŜe być – rzucił lekcewaŜąco i zmarszczył brwi. – Okropna
fryzura, ale jesteśmy spóźnieni, więc nic się nie do zrobić.
Na przyjęcie w hotelu przyjechało mnóstwo gości, którzy
niecierpliwie czekali, aŜ zacznie się uroczysta kolacja. Wielu z nich
serdecznie witało Desmonda, kiedy do nich podchodził. Zdawkowo
kiwali głowami, gdy przedstawiał im Daisy i wkrótce przestawali
zwracać na nią uwagę, ale me miała do nich o to pretensji, bo zamiast
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •