Betty Mahmoody - Tylko razem z corka - 01, ebooki - Pisane przez zycie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BETTY MAHMOODYTylko razem z córkšBETTY MAHMOODYTylko razem z córkšPrzełożyła z angielskiego Maria KwiatkowskaWYDAWNICTWO TENTENTYTUŁ ORYGINAŁU NOT WITHOUT MY DAUGHTERILUSTRACJA NA OKŁADCE JANUSZ OBŁUCKIOPRACOWANIE GRAFICZNEI TYPOGRAFICZNEGRAŻYNA I ANDRZEJ BARECCYREDAKCJA HANNA JANKOWSKAKOREKTA MARIA MAGDALENA MATUSIAKCOPYRIGHT Š 1987 BY BETTY MAHMOODYALL RIGHT RESERVED"Ž COPYRIGHT FOR THE POLISH EDITIONBY TENTENPUBLISHING HOUSEWARSZAWA 1992ISBN 8-85477-36-5 FOTOTYPE, MILANÓWEK,'Ś-flMoja córka drzemała przy oknie w samolocie British Airways. Kasztanowe loki, nigdy nie podcinane, okalały jej twarz i swobodnie opadały na ramiona.Był 3 sierpnia 1984 roku.Moje kochane dziecko było znużone tš długš podróżš. Wyjechalimy z Detroit w rodę rano, a teraz, kiedy zbliżalimy się do końca ostatniego etapu naszej drogi, słońce wstawało i był już pištek.Mudi, mój mšż, podniósł wzrok znad ksišżki spoczywajšcej na jego wydatnym brzuchu. Zsunšł okulary na łysiejšce czoło i powiedział:- Powinna się przygotować.Odpięłam pas, wzięłam torebkę i zaczęłam się przeciskać przez wšskie przejcie do toalety w tyle samolotu. Stewardessy zbierały już nakrycia i czyniły inne przygotowania przed lšdowaniem.To był błšd, mówiłam do siebie. Gdybym tak mogła wysišć teraz z tego samolotu... Zamknęłam się w toalecie i spojrzawszy w lustro zobaczyłam kobietę bliskš paniki. Skończyłam dopiero co trzydzieci dziewięć lat. Kobieta w tym wieku powinna panować nad własnym życiem. Jak mogłam stracić kontrolę?Poprawiłam makijaż starajšc się uzyskać jak najkorzystniejszy wyglšd, żeby się tylko czym zajšć. Nie chciałam się tutaj znaleć, ale się znalazłam, trzeba więc robić wszystko, żeby sprawy ułożyły się jak najlepiej. Może te dwa tygodnie szybko minš. Kiedy będziemy z powrotem w Detroit, Mahtab zacznie chodzić do przedszkola przy szkole Montessori* na przedmieciu. Mudi zajmie się pracš. Zaczniemy budować wymarzony dom. Żeby tylko jako przebrnšć przez te dwa tygodnie.Wydobyłam z torby grube, czarne rajstopy, które Mudi polecił mi* Szkoła o systemie pedagogicznym, zakładajšcym spontaniczny rozwój aktywnoci dziecka; naturalizm pedagogiczny (przyp. tłum.).5kupić. Nacišgnęłam je i wygładziłam z wierzchu spódnicę skromnego, ciemnozielonego kostiumu.Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze, walczšc z chęciš przyczesania włosów. Po co ta fatyga? Nałożyłam na głowę grubš zielonš chustę. Mudi powiedział, że będę musiała zawsze jš nosić poza domem. Zawišzana pod brodš, nadawała mi wyglšd starej chłopki.Zawahałam się, czy włożyć okulary. Bez nich, jak mi się wydawało, wyglšdałam korzystniej. Zachodziło jednak pytanie, czy bardziej zależy mi na wywarciu wrażenia na rodzinie Mudiego, czy też chcę zobaczyć ten niespokojny kraj. Zostałam w okularach, zdajšc sobie sprawę, że chusta i tak już wystarczajšco popsuła mojš prezencję.Wróciłam na swoje miejsce.- Włanie mylałem - powiedział Mudi - że musimy schować nasze amerykańskie paszporty. Jeli je znajdš, zabiorš nam.- Co powinnimy zrobić? Mudi zawahał się.- Twojš torbę przeszukajš, bo jeste Amerykankš. Daj mi je. Mniejsze jest prawdopodobieństwo, że zrewidujš mnie.Było to zapewne prawdš, jako że mój mšż wywodził się ze sławnego w tym kraju rodu, co znajdowało wyraz nawet w jego nazwisku. Perskie imiona majš całe warstwy znaczeń. Każdy Irańczyk mógłby wiele wydedukować z pełnego nazwiska i imienia Mudiego: Sajjid Bozorg Mahmudi. Sajjid to tytuł religijny, oznaczajšcy pochodzenie w prostej linii, po mieczu i po kšdzieli, od proroka Mahometa. Mudi posiada na dowód tego całe drzewo genealogiczne wypisane po persku. Rodzice nadali mu przydomek Bozorg" w nadziei, że kiedy doronie, zasłuży w pełni na to miano, oznaczajšce kogo, kto jest wielki, czcigodny, szanowany. Nazwisko rodowe brzmiało Hakim, ale Mudi urodził się w czasach, kiedy szajch wydał dekret zakazujšcy używania tego rodzaju muzułmańskich nazwisk, ojciec zmienił więc rodowe miano na Mahmudi", o bardziej perskim niż muzułmańskim brzmieniu. Pochodzi ono od imienia Mahmud, co oznacza pochwalony".Poza nazwiskiem, prestiżu dodawało mu "wykształcenie. Chociaż todacy Mudiego ?????i? nienawidzš Amerykaućyw, szanujš \>axdzo amerykański system edukacyjny. Jako lekarz wykształcony w Ameryce, z odbytš tam praktykš, Mudi z całš pewnociš zostałby zaliczony do uprzywilejowanej elity swojego ojczystego kraju.Sięgnęłam do torby, wyjęłam paszporty i podałam Mudiemu. Wsunšł je do wewnętrznej kieszeni marynarki.Samolot zaczšł podchodzić do lšdowania. Silniki wyranie zwolniły obroty, dziób pochylił się ostro w dół.- Musimy się szybko zniżać, ponieważ miasto otaczajš góry -wyjanił Mudi.Wszyscy na pokładzie odrzutowca drżeli z napięcia. Mahtab obudziła6się, nagle zaniepokojona, i cisnęła mnie za rękę. Spojrzała na mnie, szukajšc otuchy.- Wszystko w porzšdku - powiedziałam - zaraz będziemy lšdować.Co też ja robię najlepszego przybywajšc jako Amerykanka do kraju, który zajmuje najbardziej antyamerykańskie stanowisko na całym wiecie? Dlaczego przywiozłam córkę do kraju pogršżonego w tragicznej wojnie z Irakiem?Chociaż się starałam, nie mogłam pozbyć się niejasnych obaw, które towarzyszyły mi od chwili, kiedy siostrzeniec Mudiego Mammal Ghodsi zaproponował tę podróż. Dwa tygodnie urlopu można wytrzymać wszędzie, jeli ma się w perspektywie powrót do wygodnej normalnoci. Ale mnie męczyło przeczucie - irracjonalne, jak zapewniali przyjaciele - że skoro Mudi cišgał Mahtab i mnie do Iranu, spróbuje zatrzymać nas tu na zawsze.Przyjaciele zapewniali, że nigdy by tego nie zrobił. Jest całkowicie zamerykanizowany. Mieszka w Stanach od dwudziestu lat. Wszystko, co posiadał, jego praktyka lekarska, cała teraniejszoć i przyszłoć, były zwišzane z Amerykš. Dlaczego miałby myleć o powrocie do dawnego życia?Argumenty te, jeli ujšć je racjonalnie, były przekonywajšce, ale nikt tak jak ja nie znał złożonej osobowoci Mudiego. Był kochajšcym mężem i ojcem, ale potrafił na zimno lekceważyć potrzeby i pragnienia własnej rodziny. Jego umysł był połšczeniem błyskotliwej inteligencji i ciemnego nieładu. Pod względem kulturowym stanowił mieszankę Wschodu i Zachodu, sam nie wiedział, co w jego życiu przeważało.Miał wszelkie powody, żeby po dwutygodniowym urlopie zabrać nas z powrotem do Stanów. Miał też wszelkie powody, żeby nas zmusić do pozostania w Iranie.Dlaczego zgodziłam się na przyjazd, narażajšc się na takš, mrożšcš krew w żyłach, ewentualnoć?Mahtab.Przez pierwsze cztery lata była szczęliwym, rozszczebiotanym dzieckiem, pełnym radoci życia, przywišzanym do mnie, do ojca i do swego pluszowego królika; taniego, sfatygowanego już królika wysokoci prawie czterech stóp, w białe kropki na zielonym tle. Miał tasiemki u łap, Mahtab mogła przywišzywać go do swoich stopek i tańczyć razem z nim.Mahtab.W farsi, urzędowym języku Islamskiej Republiki Iranu, słowo to oznacza wiatło księżyca".Ale dla mnie Mahtab jest słonecznym blaskiem.Kiedy koła odrzutowca dotknęły pasa startowego, spojrzałam na Mahtab, potem na Mudiego i wiedziałam już, dlaczego przyjechałam do Iranu.7Wysiedlimy z samolotu prosto we wszechogarniajšcy, ciężki upał teherańskiego lata, który zdawał się przygniatać nas fizycznie do ziemi, kiedy szlimy przez płytę lotniska do autobusu, co miał nas zawieć do terminalu. A była dopiero siódma rano.Mahtab przylgnęła do mojej ręki. Jej piwne oczy chłonęły ten obcy wiat.- Mamusiu - szepnęła - muszę do ubikacji.- Dobrze, zaraz jakiej poszukamy.Kiedy weszlimy do budynku terminalu, w wielkiej hali przylotów uderzyło nas kolejne nieprzyjemne zjawisko: wszechobecny odór ludzkiego potu, potęgowany przez upał. Miałam nadzieję, że szybko stšd wyjdziemy, ale sala była przepełniona pasażerami z kilku samolotów naraz, a wszyscy tłoczyli się i przepychali do jedynego stanowiska odprawy paszportowej, jedynego wyjcia z tej sali.Musielimy walczyć o swoje torujšc sobie łokciami drogę przez tłum. Trzymałam Mahtab przed sobš w objęciach chronišc jš od cisku. Rozgadane skrzekliwe głosy rozlegały się wokół nas. Ociekałymy potem.Wiedziałam, że od kobiet w Iranie wymaga się, żeby zakrywały ramiona, nogi i czoła, ale zaskoczył mnie widok pracownic lotniska i większoci pasażerek, które były prawie całkiem owinięte w co, co, jak mi powiedział Mudi, nazywa się czador. Jest to kawał tkaniny w kształcie półkola, którš zarzuca się na głowę i ramiona. Okala ona czoło i podbródek odsłaniajšc tylko oczy, nos i usta. Przypomina to w efekcie zakonny habit z dawnych czasów. Najpobożniejsze Iranki zostawiały tylko jedno oko odsłonięte. Kobiety rozbiegane po lotnisku targały ciężkie pakunki w jednej ręce, bo drugš musiały przytrzymywać czador pod brodš. Długie zamaszyste płachty falowały ze wszystkich stron. Najbardziej mnie zdumiało, że przecież czador wcale nie był obowišzujšcy. Reszta ubrania spełniała surowe wymogi kodeksu dotyczšcego stroju, ale te muzułmańskie kobiety z własnej woli nosiły jeszcze czador na tym wszystkim, pomimo koszmarnego upału. Dziwiło mnie, że tak wielkš władzę ma nad nimi społeczeństwo i religia.Pół godziny zajęło nam utorowanie sobie drogi przez tłum do odprawy paszportowej, gdzie ponury funkcjonariusz spojrzał na nasz irański paszport, wspólny dla wszystkich trojga, przystawił pieczęć i machnšł rękš, żebymy przechodzili. Mahtab i ja poszłymy za Mudim po schodach, za róg, i znalazłymy się przy odprawie bagażu, w kolejnej wielkiej sali nabitej ludmi.- Mamusiu, muszę do ubikacji - powtórzyła Mahtab wiercšc się niespokojnie.Mudi zapytał po persku odzianš w czador kobietę, dokšd ić. Pokazała odległy koniec sali i pospiesznie się oddaliła, zajęta własnymi sprawami. Zostawiłam Mudiego, żeby czekał na bagaż. Znalazłymy8?toaletę, ale kiedy zbliżyłymy się do wej... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •