Bevarly Elizabeth - Idealny tata, Bevarly Elizabeth

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ELIZABETH BEVARLY

 

Idealny tata

(A dad like Daniel)

PROLOG

 

– Livy, mały jest podobny do ciebie.

– Och, Sylvie, przecież dopiero co się urodził. Dziesięć godzin temu. Jeszcze nikogo nie przypomina. Jak możesz mówić takie rzeczy?

Olivia Venner, ubrana w koszulę nocną i szlafrok, stała pomiędzy siostrą, Sylvie, a swą najlepszą przyjaciółką, Zoey, i zastanawiała się nad powstałą sytuacją. Nie pojmowała, jak mogła do niej dopuścić. Wiedziała, że nie będzie pierwszą samotną matką na świecie ani z pewnością ostatnią. Przez dziewięć miesięcy koncentrowała całą uwagę na mającym się urodzić dziecku. W ogóle nie myślała o tym, co będzie, gdy przyjdzie na świat. Teraz, przyglądając się drobnemu niemowlakowi owiniętemu we flanelowy kocyk w różowe i niebieskie paseczki, z niebieską czapeczką na pozbawionym włosków łebku, potrząsała z niedowierzaniem głową.

Jest mój, pomyślała. Należy tylko do mnie. Sama będę ponosiła odpowiedzialność za wychowanie synka. Za zaspokajanie jego podstawowych potrzeb, realizowanie pragnień, za naukę, rozwój fizyczny i duchowy. Ta myśl przerażała Olivię. Dopiero teraz zaczynała w pełni pojmować, co ją czeka.

– Livy, mały jest do ciebie podobny – za Sylvie powtórzyła Zoey. – Popatrz na ten śmieszny, zadarty nosek i dołeczki. Już ma dość ciemne oczy. Z czasem zrobią się brązowe, jak twoje. I pewnie będzie miał ciemne włosy. Ty i Steve jesteście przecież szatynami.

– Och, Zoey, jako pielęgniarki zdążyłyśmy już obejrzeć setki niemowlaków. Wiesz dobrze, jak szybko się zmieniają. Simon może zrobić się podobny do ojca.

– Nie daj Boże – mruknęła Sylvie na tyle głośno, że usłyszała ją Olivia.

– Wiem, że Steve okazał się draniem... – zaczęła.

– Niewiele się różnił od innych facetów, z którymi się spotykałaś – zjadliwie dodała siostra.

– Fakt pozostaje jednak faktem. To ojciec Simona – przypomniała Olivia.

Zoey prychnęła pogardliwie.

– I dał od razu do zrozumienia, ile to dla niego warte, prawda? Co zrobił, gdy oznajmiłaś mu, że jesteś w ciąży? – zapytała.

Olivia westchnęła. Och, gdyby tylko mogła zapomnieć o tamtym okropnym wieczorze!

– Oświadczył, że to nie jego dziecko, a potem wsiadł na motor i ruszył w siną dal.

– Wyjechał z miasta, nie mówiąc, dokąd się udaje – z goryczą w głosie dorzuciła Sytoie.

– Nawet się nie pożegnał – dodała Zoey.

Olivia popatrzyła na przyjaciółkę, a zaraz potem na siostrę. Sylvie nie była do niej podobna. Miała jasne włosy i duże, niebieskie oczy. Wyglądała jak aniołek, chodząca niewinność. Pracowała jako barmanka w jednej z najwytworniejszych filadelfijskich restauracji. Radziła sobie doskonale ze wszystkimi mężczyznami. Z marynarzem, kierowcą ciężarówki czy robotnikiem budowlanym, który śmiał spojrzeć na nią krzywym okiem, rozprawiała się błyskawicznie. Z każdej utarczki Sylvie wychodziła zwycięsko. Zawsze była górą.

Zoey natomiast swym wyglądem nie potrafiłaby nikogo wprowadzić w błąd. W niebieskim, wykrochmalonym szpitalnym stroju sprawiała zawsze wrażenie rzeczowej, kompetentnej i sprawnej pielęgniarki. Taka była w rzeczywistości.

Olivia poznała Zoey w szkole pielęgniarskiej. Od dziewięciu lat, to znaczy od chwili ukończenia nauki, obie pracowały na oddziale noworodków w Szpitalu Miejskim Setona, jednej z najstarszych i cieszących się najlepszą opinią tego typu placówek w południowej części New Jersey. Olivia była przydzielona na stałe do zespołu położniczego. Z Zoey przyjaźniła się od wielu lat. Miała do niej ogromne zaufanie. Takie jak, do Sylvie.

Obie wspierały Olivię i podtrzymywały na duchu podczas całej ciąży. Nie dałaby sobie rady bez ich pomocy. Teraz jednak zaczynały działać jej na nerwy.

– Steve’owi było daleko do ideału – przyznała – lecz przez pewien czas łączyło nas wyjątkowe uczucie.

– Wyjątkowe tylko z twojej strony – zgryźliwie skomentowała Sylvie.

– W każdym razie szkoda mi Simona. Będzie pozbawiony ojca – oznajmiła Olivia. – Dzieciak wiele straci, wychowując się bez męskiej opieki. Szczerze mówiąc, mnie też będzie jej brak.

– Nie przejmuj się – pocieszała ją Zoey. – Zostaniesz świetną matką. Lecz Steve jako ojciec... To byłoby pogwałcenie zasad natury.

– Dziecko powinno mieć ojca – upierała się przy swoim Olivia. – Zwłaszcza małe. Dorastając, Simon będzie na co dzień potrzebował wsparcia ze strony mężczyzny. Solidnego, uczciwego i kochającego.

– Moja droga, cechy, które wyliczyłaś, automatycznie wykluczają wszystkich facetów, z jakimi masz zwyczaj się spotykać. – Sylvie pozwoliła sobie na następną złośliwą uwagę.

Ani Zoey, ani Olivia nie zaprzeczyły jej słowom. Tkwiła w nich, niestety, głęboka prawda. Cała trójka patrzyła nadal przez szklaną ścianę na niemowlaka owiniętego flanelowym kocykiem.

– A Daniel? – spytała nagle Sylvie.

– Daniel? – ze zdziwieniem powtórzyła Olivia.

– Tak. Daniel McGuane, twój sąsiad – przypomniała siostra.

– Wiem dobrze, kogo masz na myśli. Ale dlaczego o nim wspominasz?

– Byłby kapitalnym ojcem – oświadczyła Sylvie. – Jest bystry, sympatyczny i przystojny. Ma dobry zawód i stałą pracę. To niezły facet. I na dodatek mieszka tuż obok ciebie. Pomyśl, jakie to wygodne.

Zanim Olivia otworzyła usta, by odpowiedzieć Sylvie, Zoey zdążyła wtrącić swoje trzy grosze:

– Byłby nie tylko świetnym ojcem, lecz także fajnym kochankiem. Jest taki seksowny.

Olivia popatrzyła na nią z niekłamanym zdumieniem.

– Mówimy o tym samym człowieku? Danielu McGuanie? Uważasz, że jest pociągający? – spytała z niedowierzaniem. Zaczęła się śmiać. Takie określenie Daniela było niedorzeczne.

– Ja też tak sądzę – dodała Sylvie.

– Jest bardzo seksowny – powtórzyła Zoey. – Prawdziwy z niego samiec. Ogier rozpłodowy.

Olivia potrząsnęła głową.

– Nie, to niemożliwe. Daniel jest zbyt... zbyt miły, żeby być, jak ty to nazywasz, samcem.

– To fantastyczny facet. Taki apetyczny. Smaczny – orzekła Sylvie.

– Jestem tego samego zdania ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •