Bela Lugosi Is Undead, Nosferatu Beksa, felietony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bela Lugosi Is Undead
Parafrazując powiedzonko "przez żołądek do serca", wyznać muszę, że kilka utworów muzyki rockowej i poważnej trafiło do mojego serca przez ekran.
Koncert b-moll
Czajkowskiego usłyszałem we włoskim gniocie
Nieuchwytny morderca
.
The Sound Of Silence
Simona i Garfunkela wzruszyło mnie do łez w
Absolwencie
, a
Fool On
The Hill
poznałem dzięki telewizyjnej adaptacji jakiegoś kryminału Francisa Durbidge'a w Teatrze Kobra. Gdy w 1985 roku poszedłem do kina Skarpa na
The Hunger
-
po polsku
Zagadkę nieśmiertelności
- zaistniał dla mnie Bauhaus. Dwa lata po jego rozwiązaniu! Ale lepiej późno niż wcale. Poza tym, wykorzystany w filmie utwór
Bela Lugosi Is Dead
opowiada przecież o aktorze grającym Draculę - wampira. A wampiry są undead - choć martwe, nadal żyją. Podobnie żył Bauhaus. Przez
kolejnych 15 lat. Undead.
O reaktywacji tej słynnej grupy, poniekąd odpowiedzialnej za powstanie gotyckiego rocka, dowiedziałem się latem w Londynie, gdy Jacek "Mega Disc" Leśniewski
kupił najnowszy numer "Record Collectora". Od tamtej chwili czekałem. Byłem bowiem pewien, że charyzmatycznie niesamowity Peter Murphy wraz z kolegami
wystąpi gdzieś w pobliżu. I nie omyliłem się - na wieść o praskim koncercie postanowiłem rozprawiczyć południową granicę Polski po raz pierwszy odwiedzić Czechy,
państwo XIII Stoleti,
Lemoniadowego Joe
i
Morgiany
. Praga jest miastem niezwykłym i fascynującym. Niestety, nie w pełni doceniłem jej walory, gdy wymięty i
niedospany wypełzłem nad ranem z pociągu. Byłem wprawdzie na moście, z którego spadał do Wełtawy Jon Voight w filmie
Mission Impossible
, oraz widziałem dom,
w którym diabeł porwał Fausta...ale oczy mnie piekły i musiałem oddać się na chwilę w objęcia Morfeusza dzięki uprzejmości przyjaciół moich przyjaciół. Dlatego po
zapadnięciu zmroku, czułem się w klubie Lucerna jak ryba w wodzie - tfu! - jak wampir w trumnie. Ze stoickim spokojem i gotyckim dystansem schodziły się zewsząd
dzieci nocy. Przeważał język polski. Ciekawe, dlaczego nasi organizatorzy imprez rockowych nie pomyśleli o wykorzystaniu szansy powrotu Bauhausu i nie zaprosili
tej znowu żywej legendy do naszego kraju?
Z tradycyjnie obowiązkowym półgodzinnym opóźnieniem zgasło światło, a dudniące rzężenie basu wypełniło nasze uszy. Potem rozsunęła się czarna kurtyna. Na
stojącym na piedestale ekranie pojawiła się znajoma, nawiedzona twarz. Rozbrzmiała muzyka.
Double Dare
. Na scenie Daniel Ash, David Ash i Kevin Haskins.
Czarno-biały Peter Murphy obecny wciąż tylko obrazem i głosem. Muzyka dudni, pulsuje, narasta. Dreszcze biegną po krzyżach jak oszalałe mrówki w rozkopanym
mrowisku. Jest dobrze! Jest bardzo dobrze! Mistrz zmaterializował się na estradzie przy drugim utworze:
In The Flat Field
. Przypomniały się video kasety
Archive
i
Shadow Of Light
. Murphy nie stracił nic ze swojego dawnego wigoru i wił się po scenie niczym Święty Wit w epileptycznym tańcu. Stroboskopowe światła czyniły ten
taniec jeszcze bardziej upiornym i odrealnionym. To nie był tylko koncert, to był teatr.
Tragedia czy komedia, źródło jest to samo: samotność i trwoga rodzą w nas
teatr
- napisał kiedyś Jean Louis Barrault.
To gra skazanych na śmierć. Ludzie w teatrze odtwarzają śmierć, niebezpieczeństwo, zbrodnie, choroby, lęk, samotność,
grozę - ale wybielone. Zastrzykują sobie szczepionkę śmierci. Na scenę wprowadza się dżumę i przecina wrzód wszystkich władających nami czarnych sił. Doznajemy
oczyszczenia.
Dziwne rzeczy działy się z moją duszą, gdy Bauhaus wykonywał kolejne utwory:
Hollow Hills
(wiszące nad sceną żarówki zapalały się i gasły, gdy
przechodził koło nich Peter Murphy),
Boys
(artysta kokieteryjnie okręcił się szalem typu boa),
Dark Entries
,
She's In Parties
,
Passion Of Lovers
,
Kick In The Eye
...
Zaskoczeniem była zupełnie obłąkana, GENIALNA wersja kompozycji Brendana Perry'ego
Severance
. O ile Brendan mamrotał głosem księdza zapraszającego na
nieszpory, Murphy zrobił z tego utworu Dead Can Dance prawdziwie gotycki majstersztyk, a narastający gitarowy finał przypominał orgazm (i dla niektórych chyba
nim był). Właściwy set trwał godzinę. Nagrodzeni gromkimi brawami artyści wyszli na trzy bisy. Najpierw wykonywali tylko covery:
Telegram Sam
,
Ziggy Stardust
i
The Passenger
(ten ostatni tchnął życie nawet w najbardziej zmumifikowanych Gotów na sali), a potem... Na specjalnym katafalku stanął świecznik, a
charakterystyczny perkusyjny rytm zwiastować począł, że się na coś Lugosi. Poczułem się jak David Bowie: szukałem wokół smakowitej szyi, podczas gdy
nietoperzasto wymachujący peleryną Murphy kreował na scenie
Zagadkę nieśmiertelności
.
Bela Lugosi Is Dead
. Stałem jak zahipnotyzowany i doszedłem do jednego
wniosku: Peter Murphy powinien grać Drakulę. Byłby równie dobry jak Christopher Lee.To mógł być tylko finał. Kevin Haskins wrzucił pałeczki w tłum. Zapaliły się
światła. Sen? Na szczęście nie. Naprawdę byłem w Pradze. Czekał mnie 14-godzinny powrót do Warszawy. Noc w pociągu. Horror! Ale po spotkaniu z Bauhausem
nawet największy horror mógł być jedynie komedią. Nie tylko ja opuściłem Lucernę jak w transie. Blisko zaprzyjaźniona Pani Doktor z Uniwersytetu Jagiellońskiego
czuła się jak Catherine Deneuve. Była pod samą sceną i powiadała z wypiekami, że widziała kroplę potu spływającą po nosie Petera Murphy'ego i że był to
najwspanialsza chwila w jej życiu. Jesteśmy bezradni wobec magii Bauhausu. Jak wobec hipnotyzującego spojrzenia przekrwionych oczu Księcia Ciemności.
Listen to
them; children of the night
- zachęcał kiedyś dobrotliwie, z węgierskim akcentem, Bela Lugosi -
what sweet music they make!
Miał rację.
TOMASZ BEKSIŃSKI
Bauhaus Lucerna, Praga, 23 października 1998
Tylko Rock 1/1999
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •