Betty Neels - Spotkanie na wzgórzu, Betty Neels

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BETTY NEELS
Spotkanie
na wzgórzu
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Było to w dzień przesilenia letniego, w najdłuŜszy
dzień roku, o wschodzie słońca. Pofałdowane wzgórza
Dorsetu, ozłocone promieniami jutrzenki, zmieniły się
we wspaniałą panoramę Ŝółtozielonych pól, usianych
kępami drzew pod błękitnym niebem.
Kilka mil dalej strumień samochodów płynął na
zachód i szumiał na szerokiej autostradzie.
W cichym miasteczku Hindley nie było go słychać i
nikt się nim nie interesował. Większość mieszkańców
jeszcze spała. Tylko rolnicy wyszli juŜ w pole. Beczenie
owiec, rŜenie koni i porykiwanie bydła zagłuszał od
czasu do czasu warkot traktora, lecz na stoku wzgórza
górującego nad miasteczkiem dźwięki te były słabsze
od śpiewu ptaków.
W połowie drogi do szczytu siedziała młoda
dziewczyna, oparta wygodnie o pień zwalonego drzewa.
Obok niej leŜał kudłaty, długowłosy pies. Dziewczyna
objęła ramionami kolana i wsparła na nich brodę
znamionującą stanowczy charakter. Broda ta kontra-
stowała z miękkością dość szerokich ust i łagodnym
spojrzeniem oczu w oprawie gęstych, czarnych rzęs.
Włosy miała długie, brunatne, splecione w warkocz,
spływający na jedno ramię. Odrzuciła go na plecy
kształtną dłonią i zwróciła się do
psa:
- Widzisz, Knotty, słońce wstaje. Ma przed sobą
najdłuŜszy dzień i najkrótszą noc. Jest to czas elfów i
wróŜek; najlepsza pora do
wypowiadania Ŝyczeń. Jak
myślisz, czy spełni się moje Ŝyczenie, jeśli je teraz
wypowiem?
5
6
SPOTKANIE NA WZGÓRZU
Knotty, zwykle chętny do rozmowy ze swoją panią,
tym razem nie zwracał na nią uwagi; warknął z cicha,
postawił długie, opadające uszy i pokazał zęby.
Podniósł się na łapy, a ona połoŜyła mu uspokajająco
rękę na karku i odwróciła się, bo doleciał do niej
odgłos kroków i pogwizdywanie zbliŜającej się osoby.
Był to młody, wysoki męŜczyzna, ubrany w sportową
koszulę i znoszone spodnie, o włosach jasnych, które
błyszczały w słońcu, gdy szedł swobodnym i pewnym
krokiem w jej stronę. Pod pachą niósł małego,
ubłoconego psa. Zatrzymał się koło dziewczyny,
górując nad nią tak, Ŝe musiała bardzo odchylić się do
tyłu, aby mu spojrzeć w twarz.
- Dzień dobry! MoŜe mi będzie pani mogła pomóc.
- powiedział, jednocześnie wyciągając zwiniętą dłoń
do jej psa, aby ten mógł go obwąchać. - Znalazłem
tego psiaka w norze królika. Nie mógł wyleźć i sądzę,
Ŝe siedział tam dość długo. Czy jest tu w pobliŜu
weterynarz? - uśmiechnął się do niej. - Nazywam się
Latimer, Oliver Latimer.
Dziewczyna podniosła się.
-
Beatrice Browning. A to jest Nobby - pies panny
Mead. Ucieszy się, Ŝe go pan znalazł. Zginął parę dni
temu i wszyscy go szukali. Gdzie on był?
-
Około mili stąd, za lasem, tam na błoniach. A co
z weterynarzem?
-
MoŜe pan pójść ze mną. Ojciec jest
weterynarzem i pewnie juŜ wstał. Zwykle wstaje
wcześnie rano i odwiedza okoliczne farmy. - Ruszyła
w dół wzgórza, w kierunku miasteczka.
-
Pani tu mieszka? - zapytał głosem tak obojętnym,
Ŝe uznała to pytanie za zdawkową uprzejmość.
-
Tu jest mój dom rodzinny. Mieszkam w Wilton, z
ciotką - obróciła się, aby spojrzeć na niego. - To
znaczy, nie zawsze; na razie, dopóki nie znajdzie
SPOTKANIE NA WZGÓRZU
7
sobie kogoś do pomocy i towarzystwa. - Idąc dalej
dodała: - właściwie jest to moja cioteczna babcia.
Zmarszczyła czoło z niezadowoleniem. Po co
informowała obcego człowieka o sprawach, które go z
pewnością nie interesowały. Dorzuciła więc chłodno:
- Mamy dziś piękną pogodę. No, jesteśmy na
miejscu.
Dom jej ojca, dość duŜy i wygodny, otoczony był
sporym ogrodem, który z jednej strony łączył się z
zagrodą, gdzie trzymano zwierzęta. Dziewczyna
poprowadziła gościa na tył domu, gdzie jej ojciec,
siedząc na progu, pił herbatę.
-
Pacjent tak rano... - zaczął. - A niech mnie! To
Nobby! Pokaleczony?
-
Kości całe. Ale wygłodniały i odwodniony.
-
Pan Latimer znalazł go w głębi króliczej nory po
tamtej stronie lasu - rzekła Beatrice. - To mój ojciec -
dodała trochę niepotrzebnie.
Dwaj męŜczyźni wymienili uścisk dłoni i Nobby
przeszedł w ręce weterynarza.
-
Wyszedł z tego nie najgorzej - zaopiniował. - Nie
ma powodu, Ŝeby go zaraz nie oddać pannie Mead.
-
Jeśli mi pani wskaŜe, gdzie to jest, odniosę go
wracając.
Beatrice nalała herbaty do dwóch kubków.
-
Niech pan się najpierw napije herbaty - za-
proponowała.
-
Niech pan zostanie na śniadaniu - dołączył się do
zaproszenia jej ojciec. - Moja Ŝona zejdzie za chwilę.
Muszę wyruszyć przed ósmą. - Spojrzał na niego
zadzierając głowę do góry. - Pan z daleka?
-
Z Telfont Evias. Jestem gościem Elliotów.
-
George'a Elliota? Kochany panie, niech pan
zadzwoni i powie, Ŝe pan zostaje tu na śniadaniu.
Beatrice, pokaŜ panu, gdzie jest telefon. ZdąŜy pan
odnieść psa, zanim przygotują śniadanie.
8
SPOTKANIE NA WZGÓRZU
Panna Mead mieszkała w centrum miasteczka, w
jednym z uroczych domków, które stały po obu
stronach głównej ulicy. Pan Latimer szedł obok
Beatrice, trzymając Nobby'ego pod pachą i roz-
mawiając o tym i owym swoim głębokim głosem.
Sympatyczny, ale trochę bez Ŝycia - zdecydowała w
myśli Beatrice, zerkając kątem oka na jego profil.
Był niewątpliwie przystojny i do tego zdecydowanie
wysoki. O wiele wyŜszy od Jamesa, najstarszego syna
doktora Forbesa, który od pewnego czasu był prze-
konany, Ŝe Beatrice wyjdzie za niego, jak tylko on się
zdecyduje. Postanowiła nie myśleć teraz o nim. Zamiast
tego wskazała gościowi zabytkowy i sławny zajazd na
rogu ulicy i zaproponowała, aby przejść na drugą
stronę, bo tamtędy wiedzie droga do domu panny
Mead.
Na pukanie do drzwi odpowiedziała sama wła-
ścicielka psa. Była wysoka, chuda i bardzo wytworna.
W Hindley lubiono ją, ale jednocześnie trochę się jej
obawiano, bo miała ostry język. Lecz teraz jej surowa
twarz rozjaśniła się uśmiechem zachwytu.
-
Nobby, gdzie byłeś, piesku? - wzięła go z rąk
Latimera i przytuliła do siebie.
-
Pan go znalazł? Och, bardzo jestem panu wdzięcz-
na. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo. Prawie nie
spałam, odkąd... Czy się nie zranił?
-
Wydaje się, Ŝe nie zrobił sobie Ŝadnej krzywdy
- wtrącił Latimer spokojnym głosem. - Jest zmęczony,
głodny i chce mu się pić. Po paru dniach wszystko
minie bez śladu.
-
Bardzo pan uprzejmy, dziękuję raz jeszcze.
-
Nie ma za co, proszę pani. Bardzo miły pies.
-
Powinniśmy chyba wracać - zwrócił się do Beatrice
-
nie chcę zatrzymywać pani ojca.
- Nie jest wylewny - pomyślała, wyraŜając zgodę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •