Bishop Anne - Czarne Kamienie 09 - Świt Zmierzchu, anna bishop

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

0

ANNE BISHOP

 

 

 

 

 

ŚWIT

ZMIERZCHU

 

 

 

 

CZARNE KAMIENIE - KSIĘGA IX

 

 

 

 

Dla wszystkich Czytelników,

którzy odbyli ze mną tę podróż.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przełożyła

Monika Wyrwas -Wiśniewska

 

 

 

 

 

initium

Wydawnictwo

 

Kraków 2012

 

 

 

Kamienie

 

Biały

Żółty

Oko Tygrysa

Różowy

Letnie Niebo

Purpurowy Zmierzch

Opal*

Zielony

Szafir

Czerwony

Szary

Szaroczarny

Czarny

 

 

*Opal dzieli kamienie na Jaśniejsze i Ciemniejsze, ponieważ może być i jednym, i drugim.

Składając Ofiarę Ciemności, dana osoba może otrzymać Kamień o trzy poziomy niższy od Kamienia otrzymanego na mocy Przyrodzonego Prawa

Przykład: Biały otrzymany na mocy Przyrodzonego Prawa może obniżyć się do Różowego

Im niższy poziom, tym większa moc

 

 

 

Uwaga autorki:

 

„Sc" w nazwach Scelt, Sceval i Sceron należy wymawiać jak „sz"

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podziękowania

 

 

Dziękuję Blairowi Boone’owi za to, że wciąż jest moim pierwszym czytelnikiem, Debrze Dixon za to, że jest drugim, Dorannie Durgin za opiekę nad moją stroną internetową, Anne Sowards i Jennifer Jackson za ich niewyczerpany entuzjazm wobec tej sagi, Davidowi Rapkinowi i Johnowi Sharianowi za ożywienie postaci w audiobooku, oraz Pat Feidner - tak po prostu.

 

I

ŚWIĄTECZNE

PREZENTY

 

Akcja opowiadania rozgrywa się
po wydarzeniach opisanych w „Splątanych Sieciach".

JEDEN

 

Daemon Sadi przeszedł przez mostek oddzielający posiadłość rodu SaDiablo od publicznej ziemi. Po jednej stronie znajdowała się sieć lądowiskowa i siedziba jego rodu, po drugiej - publiczna drogą prowadząca do wioski Halaway.

Miękki śnieg przyczepia się do nogawek jego spodni, kiedy szedł ku wiosce, rozkoszując się samotnością. Oczywiście, żeby mógł napawać się tą chwilą, wcześniej musiał czmychnąć z własnego domu. Zdawał sobie sprawę z tego, że coś jest nie do końca w porządku, skoro najsilniejszy mężczyzna w Królestwie Kaeleer przemyka na palcach obok trzech drzemiących szczeniaków Sceltie. W tej chwili jednak nie chciał zastanawiać się, czy ma pozwalać, by te małe kłębki futra dyktowały mu warunki, czy też powinien wykorzystać swoją rangę i mocą zmusić je do posłuszeństwa. W tej chwili, w ten mroźny poranek chciał po prostu być sam. Nikt nie marudził, że zimno mu w łapy. Nikt się nie skarżył, że nie może dotrzymać kroku. Nikt nie nalegał na postój co kilka metrów tylko po to, żeby obwąchać teren. I nikt nie będzie się dąsał, że on - noszący Czarny Kamień Książę Wojowników Dhemlanu - nie chce schować pod płaszcz kulki mokrego futra i tulić jej do białej, jedwabnej koszuli.

Samotność, Rozkoszna samotność. A o ile jego matka stworzyła podarek, o który ją prosił, zapowiada się również całkiem niezła zabawa.

Zbliżał się Winsol: trzynaście dni świąt ku czci Ciemności i Czarownicy - żyjącego mitu, ucieleśnionych marzeń. To będzie pierwszy Winsol, odkąd pełni rolę władcy terytorium Dhemlanu, i trzeci, odkąd zamieszkał w Kaeleer. Przez pierwszy rok jego umysł był nadal niestabilny po latach spędzonych w Wykrzywionym Królestwie, wciąż gościło w nim szaleństwo, w które wtrąciły go rozpacz i poczucie winy. Wtedy obchodziło go tylko to, że odnalazł Jaenelle Angelline całą i zdrową - i nadal skłonną go kochać.

W drugim roku Jaenelle chorowała. Uwolniła pełną moc, by zapobiec wojnie pomiędzy Kaeleer i Terreille. Ocaliła od zguby oba Królestwa, ale rym samym zniszczyła swoje ciało. Nie powinna była przeżyć - i nie przeżyłaby, gdyby nie krewniacy i Prządka Marzeń, którzy dokonali rzeczy niemożliwej - odtworzyli żyjący mir, Królową, będącą Czarownicą.

Jednak w rym roku byli z Jaenelle razem, byli małżeństwem i największy problem, jaki mieli, to nieprzerwany strumień zaproszeń na przyjęcia i imprezy publiczne, na których musieli się pokazywać w ramach pełnienia swoich funkcji.

Daemon przemierzał puste jeszcze ulice Halaway. W większości domów świeciły się już światła. Na świeżym śniegu nie było widać na razie żadnych śladów, ale wkrótce kupcy otworzą swoje sklepy, a ulice zapełnią się ludźmi. Mała wioska tętnić będzie życiem, zajęta przygotowaniami do świąt.

Wkrótce jego oczom ukazał się domek, w którym mieszkała Tersa. Spojrzał na ścieżkę prowadzącą do drzwi, a potem na drugą, wiodącą do sąsiedniego domku należącego do Manny, starszej kobiety, którą uważał raczej za przyjaciółkę niż byłą służącą. Uśmiechnął się, za pomocą Fachu usunął śnieg ze ścieżek i ruszył do drzwi.

Zapukał, zaczekał minutę, po czym zapukał ponownie. Przy trzeciej próbie wzmocnił pukanie odrobiną Fachu i irytacji, więc dźwięk rozbrzmiał w domku niczym solidny grzmot.

Po kilku sekundach drzwi się otworzyły, a młoda kobieta, która stanęła w progu, warknęła:

-              Skoro nikt nie otwiera, można się chyba domyślić-              , że jest za wcześnie na wi…

Na jego widok zamrugała szybko. Uśmiechnął się do niej. Była to wędrowna Czarna Wdowa, która mieszkała z Tersą w ramach swojego szkolenia.

              - Witam, pani Allisto - powiedział grzecznie.

              - Książę Sadi. - Ton jej głosu nie był szczególnie uprzejmy, Ponieważ jednak Daemon był tym, kim był, nic mogła tak po prostu zamknąć mu drzwi przed nosem.

Choć wyraźnie miała na to ochotę. Najprawdopodobniej nie należała do kobiet, które budzą się o świcie w dobrym humorze, Daemonowi to jednak nie przeszkadzało. Po kilku miesiącach małżeństwa z Jaenelle opanował do perfekcji kilka cennych sztuczek, niezastąpionych w stosunkach z czarownicą, która budzi się w fatalnym nastroju.

- Tersa prosiła, żebym przyszedł wcześnie - wyjaśnił, prześlizgując się obok Allisty. - Mam trochę czasu, więc może przygotuję śniadanie dla was obu?

Zrzucił z ramion płaszcz, zniknął go i poszedł do kuchni, nie dając Alliście szansy na odpowiedź.

No dobrze, Tersa może nie prosiła, żeby zjawił się aż tak wcześnie, ale na pewno już nie spała - a on chciał wyjść niepostrzeżenie z zamówionym prezentem, nim na ulicach pojawią się tłumy.

              - Dzień dobry, kochana - powiedział, wchodząc do kuchni.

Tersa odwróciła się od blatu i patrzyła na niego przez chwilę. Potem uśmiechnęła się.

              - To chłopiec. Mój chłopiec.

Jej chłopiec. Jego matka była złamaną Czarną Wdową, zagubioną w szaleństwie, które Krwawi nazywali Wykrzywionym Królestwem, zagubioną w marzeniach i wizjach, w drobnych ułamkach swego rozbitego umysłu. Pamiętała go jako dziecko, nim został jej odebrany. Pamiętała go jako młodzieńca z okresu, gdy on sam nie wiedział nawet, kim ona dla niego jest. A czasami pamiętała go jako mężczyznę, którym był teraz. Jednak bez względu na to, jak postrzegała go danego dnia, zawsze był dla niej chłopcem. Jej chłopcem.

- Przyszedłem zrobić ci śniadanie - powiedział Daemon, obdarzając kobietę swoim najładniejszym, chłopięcym uśmiechem. - I porozmawiać o prezentach.

Zmrużyła złociste oczy, jakby zamierzała zaprotestować. Potem wzruszyła ramionami i odwróciła się z powrotem do blatu.

              - Są jajka i bekon, i chleb na tosty - oznajmiła krótko.

              - No to będzie śniadanie - stwierdził Daemon. - jak mam ci przyrządzić jajka?

Zawahała się, a on zaczął się zastanawiać, czy zdoła mu odpowiedzieć na to pytanie, czy też jej umysł ruszył już inną ścieżką, odległą od tak przyziemnych rzeczy jak bekon i jajka.

              - Chcę jajecznicę - powiedziała wreszcie.

Objął ją ramieniem, musnął ustami jej skroń, a jego serce przepełniła miłość do matki.

              - Ja też chętnie zjem jajecznicę.

 

* * *

 

Lucivar Yaslana wyhamował skrzydłami i miękko wylądował na ścieżce prowadzącej do domku Tersy. Czujnie popatrzył na budynek, a potem na sąsiedni.

Manny przez większość swojego życia była służącą, przywykła więc do pracy fizycznej i od niej nie stroniła. Wciąż pełniła obowiązki gospodyni Tersy i Allisty, a takie rozwiązanie odpowiadało wszystkim trzem kobietom. Jednak nie była już młoda, poza tym było nieco zbyt wcześnie, by zdążyła sama odgarnąć śnieg.

Lucivar podejrzliwie patrzył na idealnie równą granicę pomiędzy zaśnieżonym trawnikiem i uprzątniętą ścieżką. Takiego efektu nie zdołałaby osiągnąć nawet domowa czarownica, a już na pewno nie za pomocą zwykłej miotły czy szufli. Ktoś najwyraźniej użył Fachu, żeby usunąć śnieg.

Przykucnął, wyciągnął rękę i poczuł ciepło,

A porem ten ktoś rzucił rozgrzewające zaklęcie na płyty ścieżki, żeby świeży śnieg na nich topniał.

Drzwi domku otworzyły się.

Lucivar wstał i jeszcze raz spojrzał na ścieżki, a potem na Daemona.

- Wiesz co, bękarcie? Nie ma nic złego w używaniu Fachu, ale nie zaszkodziłoby ci, gdybyś czasami osobiście odgarnął trochę śniegi

- Skoro mam się napocić, służąc kobiecie, wolę zajęcia innego rodzaju - odparł Daemon.

Lucivar uśmiechnął się szeroko.

Byli braćmi. Przyrodnimi, ale nigdy nie podkreślali tego faktu. Obaj mieli czarne włosy, jasnobrązową skórę i złociste oczy długowiecznych ras. Odziedziczyli wygląd głównie po swoim hayllańskim ojcu - Wielkim Lordzie Piekła. Twarz Daemona była piękniejszą, bardziej wysublimowaną wersją twarzy Saetana, Lucivar natomiast miał mniej regularne rysy, jednak główna różnica między nimi kryła się w tym, co Yaslana odziedziczył po swojej matce. Posiadał mianowicie ciemne, błoniaste skrzydła, które odróżniały Eyrieńczyków od Krwawych z Hayll i z Dherntanu.

Przyglądali się sobie przez chwilę, po czym usta Lucivara ponownie ułożyły się w uśmiech, tym razem leniwy i arogancki.

-              Wcześnie wstałeś - stwierdził, zbliżając się do brata.

-              Ty widocznie jeszcze wcześniej, skoro przybyłeś tu z Ebon Rih - odparował Daemon. - Musiałeś wyruszyć-              bladym świtem,

Lucivar pokręcił głową.

-              Mieszkam dalej na wschód, słońce wcześniej tam wstaje. Ale istotnie, wyruszyłem o świcie.

-              Z wyboru?

-              Na ognie piekielne, nie. Ta bestyjka budzi się razem ze słońcem, a jeśli pozwolę Marian pospać-              chwilę dłużej, czuję się mniej winny, że co głównie ona się nim zajmuje.

-              A właśnie. Jak się miewa mój kochany bratanek? Liczy już dni do Winsolu?

-              Tak jakby - mruknął Lucivar. Uśmiechnął się ponuro, słysząc śmiech Daemona. - W zeszłym roku Winsol pewnego dnia po prostu nadszedł, W tym roku mały z wyprzedzeniem wykombinował sobie, że Winsol nadchodzi.

-              Aha.

-              O tak. Więc co rano przychodzi do naszego łóżka, otwiera mi na siłę oczy i pyta: „Tata, to już Winsol?".

Usta Daemona wygięty się w uśmiechu, ale jego złociste oczy były pełne współczującego zrozumienia.

-              Nie możesz podnieść-              osłony wokół łóżka?

-              Próbowałem. Niestety taka, która jest w stanie go powstrzymać-              , stanowi również barierę dla Marian. A ona nie lubi wpadać-              na osłonę, kiedy wraca z łazienki.

-              Lucivarze?

Usłyszał troskę brata, zawartą w tym jednym słowie.

-              Podnoszę jaśniejszą osłonę wokół pokoju Daemonara - budzi ranie, kiedy tylko zaczyna się wiercić-              - wyjaśnił.

To była konieczność. Dzięki tej osłonie Daemonarowi nie groziło nic ze strony ojca. Książę Wojowników był urodzonym drapieżnikiem, naturalnym zabójcą. Jeśli zostanie gwałtownie obudzony, nie myśli, tylko atakuje. Kiedy Daemonar wskoczył na niego za pierwszym razem, jego zapach psychiczny dotarł do otumanionego snem mózgu L...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •