Białołęcka Ewa - Kroniki drugiego kręgu - 2[1]. Kamień na szczycie, eBook
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ewa Białołęcka
KAMIEŃ NA SZCZYCIE
Druga księga z cyklu ,Kroniki Drugiego Kręgu"
Data wydania : 2002 r.
Część Pierwsza — Długi cień kręgu
Spieniona woda spadała ze skały. Biała i hałaśliwa, przypominała żywe stworzenie. Zmienny, ruchliwy obraz dający wrażenie piękna, który zaraz jest zastępowany innym, równie wspaniałym. I tak samo krótko istniejącym. Mały Wędrowiec, zwany Myszką, leżał na brzuchu wśród zarośli. Twarz podparł rękoma, przypatrywał się kaskadzie szeroko otwartymi oczami. Nad jego głową lekko chwiały się ciemno-zielone, mięsiste liście, jakich pełno było w wilgotnej dżungli nad brzegami niedużego jeziorka. Ukrywały z powodzeniem niepokaźną postać Myszki. Nie dojrzałby go nikt z otwartej przestrzeni, a jemu zależało na dyskrecji. W płytkiej wodzie rozlewiska brodziła naga dziewczyna. Spojrzenie młodego maga prześliznęło się po jej smukłej talii, zawadziło o niewielkie piersi, z przyjemnością zarejestrowało pasemko białych włosów, które wysmyknęło się z warkocza upiętego wokół głowy i teraz powiewało swawolnie u skroni. Potem jego wzrok znów wrócił do wodospadu. Postać jasnoskórej, białowłosej Jagody była ładnym dopełnieniem krajobrazu. Myszka zatopił się w kontemplacji. Jak zachować ten widok? Biel wody i dziewczęcej postaci, spłachetki błękitu nieba odbijającego się w powierzchni jeziorka, a dokoła sto odmian soczystej zieleni puszczy podkreślających piękną kompozycję jasnych barw w środku. Myszka opuścił powieki, starając się zatrzymać choć przez moment ten obraz — żywy i wyraźny. Po chwili znów otworzył oczy. Jagoda oblewała się wodą, którą czerpała dużą, karbowaną muszlą małża falbanowego. Strumyczki spływały po jej skórze, Migocąc w słońcu przesianym przez liście. Krople staczały się w dół, leciały przez powietrze, Lśniąc jak małe diamenty, i spadały na falującą powierzchnię, wzbudzając zwielokrotnione krążki. Myszka zmrużył oczy. Obraz zamglił się, nabierając tajemniczości i dziwnej nierealności sennego marzenia. Ciało Jagody można by wyrzeźbić w białym marmurze albo twardym gipsie. Śliczną, młodą dziewczynę w rozkwicie urody. Ale jak w takim razie uchwycić spadającą wodę? Myszka zamyślił się głęboko. Wykuta w martwym kamieniu — także będzie martwa. Sztywna, twarda... nie taka, jaką chciałby utrwalić. A może jednak namalowany obraz? Na pewno bardzo trudno będzie tak narysować kaskadę, by woda nie wyglądała jak kłąb bawełnianej przędzy.
„Naradzę się z Pożeraczem Chmur" — pomyślał Myszka i uśmiechnął się za-
dowolony. Młody smok miał bez wątpienia duży talent do rysowania. Sporo czasu spędzał we własnej postaci smukłego, skrzydlatego zwierza — po to, by polować i spotykać się z rodziną; ale gdy tylko mógł, transformował, przybierając ulubioną postać ludzkiego nastolatka. Mając parę rąk, oddawał się swej pasji, tworzył dziesiątki szkiców czarnym tuszem, kolorowe malunki na kawałkach skóry i płatach kory lub wielkie, barwne freski na skalnych ścianach. Nie było to typowe zajęcie dla smoka. Ale czy ktokolwiek z gromadki dobrowolnych wygnańców na smoczej wyspie był taki do końca zwyczajny?
Myśli chłopca podążyły w inną stronę. Był ktoś, kto z pewnością stworzyłby wspaniały wizerunek. Oddałby całe piękno wodospadu, dynamikę spadającej wody i kruchość nagiej dziewczęcej sylwetki na jej tle. Ale Kamyk — Mistrz Iluzji
— nigdy tu nie przychodził. A w każdym razie nie wtedy, gdy była tutaj Jagoda.
Myszka westchnął i przekręcił się na plecy, wbijając wzrok w zieleń nad sobą.
Tymczasem po drugiej stronie jeziorka inni obserwatorzy nie spuszczali oka z kąpiącej się. Skryci w zaroślach, leżeli rządkiem obok siebie, wyciągając szyje, by nie stracić nawet odrobiny z rozgrywającego się przed nimi widowiska.
— Nie pchaj się...!
— O bogowie... co za proporcje... — mruknął tęsknie któryś. — Wymie
rzyłbym ją na wszystkie strony.
— Akurat ci pozwoli — szepnął z przekąsem jego sąsiad, odsuwając liść z linii
wzroku.
Dziewczyna tymczasem chlapała się beztrosko, całkiem jak ptak trzepiący się w kałuży. Nabierała wodę w złożone dłonie i rzucała w powietrze, by ta spadała na nią niczym deszcz drobnych klejnocików.
— Nie będę spał tej nocy — westchnął jeden z chłopców. — O... jak mi serce
wali.
— Ucha cha... Wykończysz się, Stalowy.
Jagoda otrząsnęła się i wybiegła na brzeg. Ściągnęła z gałęzi ręcznik, zaczęła wycierać się powolnymi ruchami. Była w nich zmysłowość, chyba nie do końca uświadomiona. Włożyła żółtą tunikę, przewiązała ją szarfą, po czym bez żadnych ceremonii zawołała w stronę kryjówki podglądaczy:
— Gryf! Stalowy, Promień, Wężownik! I Diament! Koniec przedstawienia!
Wynocha do domu! Myślicie, że nie wiem, jakie świństwa wam po głowach cho
dzą?!
Podnosili się kolejno, z niezadowoleniem mamrocząc pod nosem, mrucząc jak podrażnione lwy. Ale cóż, Jagoda była czymś w rodzaju ciastka za szkłem
— smakowita, lecz nieosiągalna. Ustaliła twarde reguły i zmuszeni byli ich prze
strzegać. Spośród całej piątki odważył się zostać jedynie Gryf, zbrojny w powagę
swych ukończonych dziewiętnastu lat, świadom własnych walorów chłopca nie
tylko dobrze zbudowanego, ale i przystojnego.
— Mogłabyś chociaż udawać, że nic nie wiesz — rzekł z krzywym uśmie
chem. — To nas jednak trochę poniża.
Jagoda rozplotła warkocz i szczotkowała wilgotne włosy. Fala mlecznej bieli sięgała jej prawie do pasa.
— Udawać? A po co? Ja wiem... wy wiecie, że ja wiem, że wy wiecie...
Wzruszyła ramionami.
— I tak się was nie pozbędę z tych krzaków, więc nie dbam o pozory. Czu
jesz się poniżony, Gryf? A co ja mam powiedzieć: obmacywania spojrzeniami jak
towar na sprzedaż?
— Wydaje mi się, że jednak dość dobrze się bawisz — odparł Gryf.
— Mogłabyś w końcu wybrać któregoś z nas.
Czerwono różowe oczy dziewczyny zwęziły się ironicznie.
— „Któregoś"... to znaczy ciebie?
— Dlaczego nie? — Gryf rozłożył ramiona w geście prezentacji.
— Pasowalibyśmy do siebie. Ja — Obserwator, ty Obserwatorka...
— I znalibyśmy nawzajem wszystkie swoje myśli — przerwała mu.
— To mnie zupełnie nie pociąga, Mistrzu Obserwatorze. Kobieta lubi mieć
w zanadrzu jakieś tajemnice. I lubi także być zaskakiwana.
— Więc może Stalowy? — spytał z kpiną. — Biedak, świata poza tobą nie
widzi.
— Stalowy poszedłby i za małpą, gdyby ją ubrać w kieckę. A tyś nie lepszy
— mruknęła, szczotkując włosy z coraz większą energią.
— Diament? A może Zwycięski Promień Świtu? Wysoko urodzony... wspa
niały łucznik... co szkodzi, że trochę... ostry? — podsunął Obserwator tonem
kupca oferującego towar.
Jagoda roześmiała się w głos.
— Daruj sobie. Na Miłosierdzie! Tylko nie Promień!
Zaczęła splatać włosy w warkocz. Gryf milczał, obskubując z liści zerwaną z krzaka gałązkę.
— I tak wiem, o kogo ci chodzi — rzekł po chwili oschle. — Po co te uniki?
On tu nie przychodzi i nie przyjdzie nigdy. Ma ciebie w takim samym poważaniu,
jak ty nas. Brak mu jaj, ot co! Hajgońska zabaweczka — dodał pogardliwie.
Jagoda powoli opuściła ręce, wyprostowała się. Gryf bezwiednie cofnął się o mały krok. Twarz dziewczyny ściągnęła się w gniewie. Jagoda wyglądała tak, jakby za chwilę miała wydrapać mu oczy.
— Ty świnio!! — syknęła. — Kłamiesz i to podle! Wynoś się stąd i proś Los,
żebym nie powtórzyła tego Wiatrowi Na Szczycie. Połamane palce bardzo bolą.
Precz!!
Gryf cofał się przed dziewczyną podczas całej tej przemowy. Odszedł, zmieszany i zły, w tempie tylko o włos różniącym się od ucieczki. Jagoda patrzyła za nim przez chwilę, a potem, jakby nagle wyciekła z niej cała energia, osunęła
się na ziemię i zapatrzyła w przestrzeń niewidzącym wzrokiem, gryząc paznokieć kciuka.
* * *
Gryf i Myszka prawie wpadli na siebie, nadchodząc z przeciwnych stron ścieżki wydeptanej wzdłuż brzegu.
— Dokąd się wybierasz? — spytał od niechcenia Gryf, spoglądając z góry na
młodszego kolegę.
— Umówiłem się z Jagodą, gdy skończy kąpiel — odpowiedział Myszka.
Gryf popatrzył wprost w jego jasne oczy, ale znalazł w nich tylko niewinność
i spokój. Spokój, który, prawdę mówiąc, zaczynał go ostatnimi czasy coraz bardziej denerwować.
— Skąd wiesz, że skończyła? — warknął. — Kąpie się według zegara?
— Nie trzeba zegara — odparł mały Wędrowiec, obracając w palcach kwiat
storczyka. — Dość będzie wypatrywać, kiedy wracacie.
— Pilnuj swego nosa! — prychnął Gryf. Nagle wyrwał Myszce kwiat i ci
snął nim, nie patrząc gdzie. Storczyk pofrunął łukiem między pnączami, uderzył
w duży liść, po czym stoczył się z niego prosto do wody. Myszka popatrzył za
nim, potem z wyrzutem na kolegę.
— Przepraszam — wymamrotał Obserwator. — Mam zły dzień.
— To się zdarza — rzekł Myszka ostrożnie. — Ale nie oznacza... że wolno
być niegrzecznym.
Kiedy Gryf odszedł, Myszka wyciągnął rękę w stronę unoszącego się na powierzchni wody kwiatu. Na krótką chwilę przestrzeń między chłopcem i kwiatkiem zwinęła się, dwa punkty wszechświata się zetknęły, zmuszone do tego talentem Wędrowca i oto na dłoni Myszki leżał mokry storczyk. Chłopiec otrząsnął z niego nadmiar wody.
— Cha... biedaku, ty też masz zły dzień. Najpierw zerwany, a potem prawie
utopiony.
Jagoda czekała na umówionym miejscu. Patrząc w malutkie lusterko, malowała oczy. Zręcznie operowała pędzelkiem, ciągnąc ciemnoniebieską farbką cieniutkie kreski od kącików oczu ku skroniom.
— Witaj, Myszko.
— Pozdrowienie. Kąpiel była przyjemna?
Jagoda zaśmiała się, nie otwierając ust, co zabrzmiało jak ironiczne: „mhm, mhm, mhm". Po czym dodała:
— Byłoby milej bez tej publiczności w krzakach. Powariowali zupełnie.
Myszka usiadł obok Jagody i wsunął jej storczyk za ucho.
— No właśnie — ciągnęła. — Kiedy ty dajesz mi coś, to po to, by zrobić
mi przyjemność. Nie oczekujesz niczego w zamian. A wiesz, jak jest z resztą...
Wyobrażają sobie, że można handlować uczuciami.
Myszka kiwnął głową.
— Coś w tym rodzaju. Aleja też chcę coś w zamian, pamiętasz? Przyniosłaś?
Dziewczyna wskazała palcem wiszącą na gałęzi plecioną torbę, która poru
szała się lekko. Na twarz chłopca wypłynął wyraz niepewności.
— Rezygnujesz? — spytała dziewczyna. — A może to przełożymy?
— Nieee... Przecież się zdecydowałem.
Jagoda zdjęła torbę, delikatnie położyła ją na ziemi i ostrożnie rozwiązała sznurek zaciskający wylot. Z wnętrza natychmiast wysunęła się płaska głowa węża. Rozwidlony język lizał powietrze. Zwierzę było zaniepokojone. Jagoda schwyciła gada zręcznie tuż za głową. Rzucił się raz i drugi, sycząc gniewnie i prezentując długie zęby. Myszka przycisnął łokcie do boków, podkurczył palce w odruchu podświadomego lęku.
— Nie jest jadowity — powiedziała Jagoda, układając sobie ciało węża na
przedramieniu. — To mały dusiciel. Dotknij go. Nie bój się. Jest śliczny, prawda?
Spójrz na te wzory na jego skórze...
Mówiła cały czas łagodnym, monotonnym głosem, chcąc uspokoić i ośmielić towarzysza. Myszka wyciągnął rękę i ostrożnie dotknął lśniącej łuski. Po czym natychmiast cofnął palce, ale jego dłoń zawisła w powietrzu, gotowa podjąć następną próbę.
— To tylko mały pełzacz... taki łazik nadrzewny... Bardziej się boi ciebie
niż ty jego — ciągnęła jagoda.
Myszka znów delikatnie położył drżącą rękę na wężowym grzbiecie. Jagoda dostrzegła to i starannie ukryła uśmiech. Nie chciała peszyć Myszki. Wystarczająco długo drwili z niego koledzy. Tak długo, że biedak zdecydował się stoczyć walkę ze swoim lękiem. Nieśmiały chłopiec, który bał się węży i pająków. Nie cierpiał przemocy i przelewu krwi. Dziewczyna obserwowała go ukradkiem, myśląc, że mimo wszystko bardziej zasługuje na sympatię niż niejeden z pozostałych młodych magów. Tych pewnych siebie, błyskotliwych, silnych, zręcznych chłop...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]-
Pokrewne
- Index
- Benjamin Hoff - Tao Kubusia Puchatka (www.cuwroclaw.blogspot.com), ebook
- Biały Kieł (White Fang ) - Jack London - Ebook,
- Bertrand Russell - Szkice sceptyczne - 1928, eBook
- Bethany Campbell - Porwanie Księżycowej Róży, Ebook
- Betty Neels - To się zdarza tylko raz, Ebook
- Bici Bija dowlasz, ebook, Scenariusze
- Bishop Anne - Czarne Kamienie 09 - Świt Zmierzchu, anna bishop
- Bielski Marcin - Kronika Polska [ks. 6.], Historia
- Białołęcka Ewa - Jestem Lamia, Biblioteczka
- Bilenkin Dymitr - Test na rozsadek, B
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- swittle.opx.pl