Beverley Jo - Cykl Średniowieczny 02 - Mroczny rycerz(1), romanse do czytania

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po nagłej śmierci swego ojca Imogena
zostaje panią zamku Carrisford.
Wkrótce musi jednak stamtąd uciekać
przed brutalnym atakiem sąsiada.
O pomoc może się zwrócić jedynie
do FitzRogera z Cleeve, mrocznego rycerza,
który ma opinię tyrana i człowieka bezwzględnego.
FitzRoger odzyskuje zamek Imogeny,
a jej nie pozostaje nic innego, jak zawrzeć
małżeństwo ze swym wybawicielem,
tym bardziej że przyszły mąż gotów jest przystać
na pewne jej warunki. Jak potoczy się
życic Imogeny u boku mrocznego rycerza?
Czy zdoła być posłuszną żoną? I jakim człowiekiem
okaże się jej przystojny i władczy mąż?
Rozdział I
ści, a stłumione odgłosy rozgrywającej się w po­
bliżu tragedii przyprawiały ją o drżenie. Nawet tu,
w tajemnych przejściach swego zamku, nie zdołała
uciec od szczęku broni, złowieszczych hałasów bi­
tewnego szału, gorączkowego ryku rozkazów
i krzyków trwogi.
Krzyków umierających.
Wrzawa świadczyła o rzeczach straszliwych, nie
do wyobrażenia, lecz mały otwór do podglądania,
który miała przed sobą, ukazywał jedynie piękną
wielką komnatę zamku Carrisford, pustą, nie­
tkniętą, ozłoconą światłem pochodni i świec. Jedy­
nym śladem przemocy byli tu jedwabni wojownicy
walczący złoconymi mieczami na drogocennych
zasłonach.
Stołki leżały przewrócone po wieczornym posił­
ku, tylko potężny dębowy stół i dwa solidne wielkie
krzesła stały na swoim miejscu. Na jednym siadał
jej ojciec, na drugim - ona.
Ojciec nie żył.
Dzban wina i kilka pucharów świadczyły, że od­
bywało się tu spotkanie, nagle przerwane. Zgodnie
ze zwyczajem, pogrążona w żałobie ustalała z dwo­
rzanami swego ojca plany na przyszłość. Z prze-
5
Anglia, 1101
I
mogena z Carrisford stała w lodowatej ciemno­
wróconego srebrnego pucharu sączyło się czerwo­
ne wino, wsiąkając w drewno i kapiąc rytmicznie
na kamienną posadzkę.
Jedyna oznaka nieporządku.
Spokojna, znajoma komnata kusiła, by opuścić
kryjówkę, lecz Imogena nie ruszyła się. Sir Gilbert
de Valens, marszałek ojca, wepchnął ją do ukryte­
go korytarza pomiędzy podwójnymi ścianami i za­
klął na wszelkie świętości, by tam pozostała. Na­
jeźdźcy - kimkolwiek byli - przyszli po jedną jedy­
ną rzecz. Skarb Carrisford.
Po nią. Dziedziczkę wszelkich dóbr i posiadłości
ojca.
Tajemny korytarz był wąski, lecz wystarczający,
by zmieścił się w nim mężczyzna. Choć Imoge­
na nie dorównywała posturą większości mężczyzn,
jej ciało ocierało się czasem o ściany, a sącząca się
z masywnych kamieni wilgoć przenikała chłodem
przez suknię.
Choć może chłód brał się ze strachu.
A może po prostu z męki oczekiwania.
Imogena wolałaby znaleźć się na zewnątrz niż
kryć się tu jak tchórz. Jako pani Carrisford z pew­
nością powinna być ze swymi ludźmi.
Najeźdźcy wdarli się do zamku, ale jak?
Zamek Carrisford był potężną fortecą nie
do zdobycia. Ojciec twierdził, że wytrzyma najazd
całej Anglii.
Westchnęła smutno. Ojca już nie ma.
Myśl o osieroceniu, okrutnej i świeżej stracie
wypłynęła ponad wszystko, odsuwając nawet od­
głosy rozgrywającej się w pobliżu tragedii. Jak Ber­
nard z Carrisford, potężny baron zachodniej An­
glii, mógł umrzeć tak szybko od maleńkiej rany od­
niesionej na polowaniu?
6
Ojciec Wulfgan rzekł, że to wola boża. Spowied­
nik pouczył ją, by miała w pamięci, iż przeznacze­
nie dosięga wielkich i możnych na równi z małymi
i biednymi. Zapewne miał słuszność. Czysta z po­
czątku rana jątrzyła się, i zanim ktokolwiek po-
miarkował, co się dzieje, ojciec leżał już w gorącz­
ce. Ani gorące żelazo, ani okłady, ani zioła, ani wo­
da święcona nie zatrzymały zakażenia.
Na łożu śmierci Bernard podyktował prośbę
do króla o ochronę. Rozkazał, by zamknięto za­
mek i nie wpuszczano nikogo ani wysokiego, ani
niskiego urodzenia, nikogo poza wysłannikiem
królewskim. Wszystko po to, by ratować swoje je­
dyne dziecko, bezbronne w szesnastej wiośnie ży­
cia, zdane na łaskę pierwszego zachłannego za­
lotnika, który usłyszy wieść o śmierci Bernarda.
A teraz drżące z chłodu w ciemnej wilgotnej
dziurze.
To, co zdawało się niemożliwe, okazało się
prawdą. Ledwie nad lordem Bernardem zamknęło
się wieko trumny, wieść dotarła do zachłannego
zalotnika, który natychmiast przybył i dostał się
do środka. Teraz Imogena musiała ratować się
ucieczką.
Wrzawa stała się głośniejsza i Imogena odsunę­
ła się od otworu. Lecz za chwilę znowu przywarła
doń twarzą, szukając jakiegokolwiek dowodu
na to, co się działo. Przeszywający krzyk świadczył,
że tuż za ścianą ma miejsce przemoc. Czy to krzy­
czała ciocia Konstancja? Z pewnością nie. Któż
mógłby skrzywdzić tak dobrą, łagodną damę?
Imogena dziękowała Bogu, że nie było tu już
szlachetnie urodzonej młodzieży. Dwie towarzysz­
ki jej dzieciństwa niedawno opuściły zamek, by
wyjść za mąż, zaś paziowie i giermkowie ojca zo-
7
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •