Bel Fran, Belphegor x Fran

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zielone oczy. Oczy, przywodzące na myśl soczyście zieloną trawę w pierwszy dzień wiosny. Oczy, w których się zatracam. Nawet jeśli patrzą na mnie z widoczną obojętnością. Politowaniem. Wszystko inne jest dopełnieniem. Zwykle jak tak patrzysz, usłyszę zaraz słowa ironii z Twoich ust. W końcu czasem Ciebie traktowałem jak zabawkę. Moją. Zabawkę, której można zrobić wszystko, a potem zostawić. Taką, która nic nie czuje, nieważne co by się z nią robiło. Patrząc tak na mnie, uświadamiasz mi jak bardzo się myliłem. Oczywiście, nigdy się do tego nie przyznam, nawet przed sobą samym. A tym bardziej Tobie. Tym bardziej, że masz mnie za Upadłego Księcia, z którym na nieszczęście musisz pracować. Jednak ja lubię z tym mieć kontakt. Czasem nawet patrzę jak śpisz w tych bokserkach w żabki, równocześnie marząc, by Cię móc przytulić. Pocałować. Jak powiedziałeś kiedyś, marzenia nie bolą. Jednak ja nie będę Cię miał. Doskonale o tym wiem. Rozmyślam siedząc na swoim ulubionym fotelu w przestronnie urządzonym salonie, widać, że ten cholerny Boss ma jakiś gust. Akurat przerywasz moje smętne rozmyślania, podchodząc bardzo blisko. Czuję jak siadasz na moich kolanach, drobnymi ramionami obejmując moją szyję. Widać, nie chcesz być teraz sam, albo to kolejna forma znęcania się nad moją osobą. Miałem wrażenie, że się przesłyszałem.

***             

Powiedziałeś, że mnie kochasz. Ciężko jest uwierzyć w takie słowa, a jeszcze ciężej jest, kiedy osoba je mówiąca jest iluzjonistą. Wtedy nie widać, czy to jest prawda, czy kłamstwo. Iluzja? Być może. Nawet jeśli mnie okłamujesz, wolę byś to robił, niż dawał odczuć, jak naprawdę o mnie myślisz. A potem poczułem Twoje wargi na moich. Całuj mnie dalej, jak już to robisz. Obejmuję Cię w pasie, leciutko podciągając wyżej koszulkę, jak zwykle zieloną. Te kolory Ci pasują. Potem patrzysz mi w oczy, które są tylko niebieskie. Za to Twoje są niezwykłe, wręcz piękne. I naprawdę mają kolor pierwszej wiosennej trawy. Siedzimy tak dalej w ciszy, zapatrzeni w siebie. Dalej nie chcesz zejść z moich kolan, a ja wierzę, że jest Ci dobrze, nawet jeśli robisz to tylko po to, by mi pokazać, jakim jestem idiotą.  Patrzę jak miarowo oddychasz śpiąc, zaciskasz przy tym dłoń na moim ubraniu, jakbyś się czuł bezpieczny ze mną. Lubię tak na Ciebie patrzeć, kiedy śpisz z lekkim uśmiechem na ustach. Lubię. Naprawdę. Siedzę z Tobą do momentu, gdy sam nie usnę na tym fotelu.

 

***

A potem się budzę w swoim ciemnym pokoju, żałując, że to był tylko sen. Piękny, urastający do miary koszmaru. Jednak wolę ciągle trwający ten koszmar. Przynajmniej tam jesteś tylko mój. Nikogo innego. Obracam się plecami do ściany, po raz kolejny próbując zasnąć. Nawet uniemożliwiasz mi daremne próby zaśnięcia. Obserwuję światła bijące z ulicy, myśląc tylko o Tobie. Mam nadzieję, że kolejny dzień będzie bardziej spokojny. Liczę, że skończą się te niechciane kołatania serca na Twój widok, kiedy mijam Cię na korytarzu, spotykam na wspólnym śniadaniu. Rano będziesz pytał, dlaczego taki jestem. W końcu Ci powiem bez rzucania nożami i wyzywania od „Ropuch”. Póki co, wolę się męczyć.

 

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •