Biuletyn IPN (87) 4 2008, 24.Biuletyn IPN

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bezpłatny dodatek: ilmy DVD
Zanim wybuchł Sierpień
Bezpieka kontra śląskie WZZ
b i u l e t y n
b i u l e t y n
inStytutu pamięci narodoWej
inStytutu pamięci narodoWej
numer indeksu 374431
nakład 15000 egz.
cena 7 zł
(w tym 0% VAT)
N R 4 ( 8 7 )
kwiecień
2 0 0 8
b i u l e t y n
NR 4 (87)
kWieCień
2008
SPiS TReŚCi
n
Rozmowy biuletynu
„Pieszczoszki systemu” zakładają Wolne Związki Zawodowe
Zapis panelu dyskusyjnego z konferencji naukowej
„Wolne Związki Zawodowe z perspektywy 30 lat”
.............................
2
n
KomentARze HiStoRyCzne
Jarosław Neja – Śląski casus WZZ ........................................................................8
Sławomir Cenckiewicz – Agent – związkowiec ....................................................21
Sławomir Cenckiewicz – Andrzej Butkiewicz .......................................................34
Marta Marcinkiewicz – „Czasy nieracjonalnej jedności” .................................37
Leszek Próchniak – „Ruch Związkowy” ..............................................................48
Artur Kubaj – Sierpień 1988 roku w Szczecinie ..............................................51
Tomasz Kurpierz – Jak studenci pobili się sami ................................................64
Grzegorz Berendt – Między emocjami a normalnością ...................................69
n
doKumenty
Mirosław Sikora – „Atom” ...................................................................................80
n
RelACje i wSpomnieniA
Władysław Sulecki – Czarna owca z wilczym biletem ....................................... 90
n
kSiążki
........................................................................................................101
n
polemiKi
.....................................................................................................105
n
wydARzeniA
...............................................................................................107
Na okładce: str. I – Kazimierz Świtoń i Roman Kściuczek, oraz materiały znalezione podczas
jednej z rewizji w mieszkaniu Świtoniów (zdjęcia operacyjne); str. IV – plakat z okazji 65. rocznicy
Powstania w Getcie Warszawskim (IPN).
iNSTyTuTu PAMięCi NARodoWeJ
„pieSzCzoSzKi SyStemu”
ZAkŁAdAJą WoLNe
ZWiąZki ZAWodoWe
prezentujemy zapis panelu dyskusyjnego, który odbył się na zor-
ganizowanej przez oddział iPN w katowicach 21 lutego konferencji
naukowej „Wolne Związki Zawodowe z perspektywy 30 lat”. uczest-
niczyli w nim Joanna duda-Gwiazda, Andrzej Gwiazda, Stefan ko-
złowski, kazimierz Świtoń, Mirosław Witkowski i krzysztof Wyszkow-
ski oraz Jarosław Neja jako prowadzący.
Jarosław Neja – Ta część naszych obrad zatytułowana jest „Lokalna specyika komitetów
środowisk Wolnych Związków Zawodowych”. Pod tym pojęciem kryje się dość szeroka te-
matyka. W latach siedemdziesiątych powstały trzy komitety WZZ. Pierwszy z nich, założony
21 lutego 1978 r. (w literaturze można spotkać również datę 23 lutego, ale w meldunkach
operacyjnych MSW istnieje ta pierwsza data), powstał w Katowicach. W kwietniu powstała
następna taka organizacja, na Wybrzeżu. Najpóźniej został utworzony Komitet Założyciel-
ski WZZ Pomorza Zachodniego w Szczecinie, w październiku 1979 r. (chociaż rozmowy na
ten temat i koncepcja pojawiły się rok wcześniej, na jesieni roku 1978).
Proszę o przedstawienie inspiracji w powołaniu kolejnych komitetów, form działalności
i aktywności poszczególnych środowisk WZZ oraz relacji pomiędzy nimi i z innymi środo-
wiskami opozycyjnymi.
Kazimierz Świtoń – Przede wszystkim dziękuję dyrektorowi IPN w Katowicach, że pamiętał
o trzydziestoleciu Wolnych Związków Zawodowych, bo są ludzie i środowiska, którzy chcieli
zmarginalizować ich działalność.
Mają państwo przed sobą szaleńca, tak właśnie byłem nazywany. Kiedy zakładałem WZZ,
to Kuroń powiedział – co, wy chcecie walczyć o krzesła do stołówek? W tym ustroju wolnych
związków się nie zrobi. A ja powiedziałem – zobaczymy. Sam nie do końca wierzyłem, że
dożyję czasu, kiedy one będą działały legalnie. Jednak drogi Opatrzności są niezbadane.
Ale muszę przedstawić to od początku – skąd się to wzięło, skąd ta inicjatywa? Pochodzę
z rodziny robotniczej. Mój ojciec był wielkim patriotą. Przed wojną, kiedy nie miał pracy
w budownictwie, przemycał do Związku Sowieckiego literaturę antykomunistyczną. Można
sobie wyobrazić, co mu groziło, gdyby go złapano. Jestem zaszczepiony miłością do Boga,
Ojczyzny i Narodu. I często zastanawiałem się, jak można by walczyć z komuną, jak można
by ją obalić? Prowadziłem warsztat radiowo-telewizyjny na Śląsku, w Katowicach. Napra-
wiacz telewizorów to jest człowiek, który dużo chodzi „po domach”, a tam – jak u fryzjera
– ludzie się zwierzają, otwarcie dyskutują. Wtedy każdy narzekał. I ja się zastanawiałem,
co zrobić, czy założyć partię polityczną, czy naprawiać stare związki, czy zakładać nowe.
Pytałem o to tych moich klientów i znakomita większość z nich mówiła, że trzeba zakładać
wolne związki zawodowe. Zacząłem pisać listy do CRZZ, ale odpowiedzi nie miałem.
Nadarzyła się nieoczekiwana okazja – słyszę w Radiu Wolna Europa, że w Warszawie jest
głodówka w obronie robotników Radomia i Ursusa. Pojechałem tam. Wchodzę do kościo-
ła św. Marcina, pytam siostry w zakrystii, gdzie tu jest ta głodówka, a ona nie bardzo chce
mi powiedzieć. Ale zaraz za mną wszedł Stasiu Barańczak, jeden z członków KOR. Jemu
siostra pokazała drogę, więc ja za nim. Przychodzę do klauzury, siostra mówi – zawołam
księdza (dzisiaj biskupa) Dembowskiego. I on mówi: a my pana nie znamy. Ale miałem
jeden argument – kiedy powstał KOR, chciałem się do niego przyłączyć i napisałem list.
Nie wiedziałem, czy ten list do nich taką normalną drogą dotrze, więc poprosiłem o jego
przekazanie znajomego księdza Skworca, który był wtedy kapelanem biskupa. Mieszkam
obok probostwa, byłem zaangażowanym katolikiem, w paraii się udzielałem, znali mnie.
I na tej głodówce okazało się, że ten list do KOR, do pana Lipskiego dotarł. I przyjęli mnie,
choć nie wszyscy byli z tego zadowoleni. Miałem szczęście, bo było ich dwunastu, Barań-
czak był trzynasty, więc wzięli mnie jako czternastego. Razem z grupą przetrwałem jakoś
głodówkę. Od tego zaczęła się moja droga. Od dwóch lat starałem się o lokal dla tego
mojego pogotowia telewizyjnego, które mieściło się w moim mieszkaniu. Gdy wróciłem
z Warszawy, zaproszono mnie do Miejskiej Rady Narodowej, gdzie mi powiedzieli – panie
Kazimierzu, mamy dla pana na warsztat trzydzieści lokali w Katowicach przy głównych
ulicach, do wyboru. Jeździ pan taką starą syreną, my mamy dla pana talon… Niech pan
się nie martwi o pieniądze, jest Bank Rzemieślniczy. – Chętnie skorzystam. – Ale pan musi
zaprzestać działalności. – Przecież ja nic nie robię, byłem tylko na głodówce w obronie
robotników. – To niech pan przyjdzie na drugi dzień. Po tej rozmowie obstawili dom i już
było po wszystkim, zaczęły się szykany.
Gdy byłem na głodówce i powiedziano mi, że KOR nie przyjmuje w swoje szeregi ro-
botników, byłem zaskoczony. Znalazłem sobie miejsce w Ruchu Obrony Praw Człowieka
i Obywatela. Założyłem w moim mieszkaniu punkt konsultacyjno-informacyjny ROPCiO,
spotykaliśmy się raz w tygodniu, we czwartki. Wszyscy, którzy tam przychodzili, byli kontro-
lowani, zatrzymywani, aresztowani, ale punkt jakoś istniał. Ponieważ oicjalne związki za-
wodowe nie chciały się kontaktować ze mną, a z mojego sondażu wynikało, że ludzie chcą
coś robić, założyłem wolne związki. Informację o tym podałem przez telefon zachodnim
dziennikarzom 23 lutego 1978 r.
Od tego momentu każdy człowiek wychodzący z mojego mieszkania jechał na komendę
(mieszkam blisko komendy, nie było problemu). Mnie zabrali drugiego dnia. Dwóch szybko
wyłamało się z naszego towarzystwa, ale władza miała swoje sposoby na tych, którzy z nią
zadzierali. Te doświadczenia szykan doprowadziły nas do wniosku, że nie będziemy apelo-
wać o oicjalne działania w zakładach pracy, lecz o zakładanie konspiracyjnych komitetów
WZZ. Nasz region był szczególnie naszpikowany Służbą Bezpieczeństwa, we wszystkich
zakładach. Gdzie się tylko człowiek pokazał, to miał obstawę. Proszę sobie wyobrazić,
wokół czterech działających ludzi (było nas ośmiu, z tego czterech było agentami) było 247
tajnych współpracowników, tak nas obstawiano. Niektórzy koledzy, np. z Gdańska, dziwią
się, że my nie mieliśmy wielkich wyczynów. Nie mogliśmy ich mieć, bo my na ogół siedzie-
liśmy w kryminale. Szykanowano nasze dzieci. I choć nie mieliśmy tych wielkich osiągnięć,
to pokazaliśmy drogę ku wolności. Gdyby nie było tej naszej inicjatywy – wolnych związków
– może nie byłoby „Solidarności”? Ta grupka ludzi, która odważyła się na działanie, była
niesamowicie szykanowana.
Chcieliśmy wydawać wspólnie „Ruch Związkowy”. Pojechaliśmy razem z Kściuczkiem, który
już nie żyje, do kolegów do Gdańska, chcieliśmy pogadać (każda nasza podróż kosztowa-
ła nas zawsze 48 godzin w jedną i 48 godzin w drugą stronę). Niestety, nie dogadaliśmy
się, i to było dla mnie przykre. Pamiętam z tego pobytu, że na wiadrze siedział w kącie
przyszły przewodniczący i prezydent. Pytam się kolegów – kto to jest? A, to jest ten od
plakatowania.
Od założenia wolnych związków pozwolono mi jeszcze pracować do maja. Przed domem
na stałe było czterech esbeków, na każdym rogu po jednym i piąty w samochodzie. Gdzie-
kolwiek bym się ruszył, to traiałem na jednego z nich. Cały ten czas był dla mnie wielką
szkołą życia. Nie mam wyższego wykształcenia, mam wykształcenie zawodowe, ale mogę
poszczycić się tym, że uczyły mnie i więzienia, i wszystkie życiowe przeszkody, jakie tworzyła
nam kochająca nas SB.
Krzysztof Wyszkowski – Z pewnością najważniejszą różnicą między środowiskiem kato-
wickim a naszym było to, że Kazimierz tworzył WZZ w kontekście ROPCiO, a grupa, która
inicjowała powstanie WZZ na Wybrzeżu, działała w środowisku KOR. Mówiąc o wolnych
związkach, nie sposób nie wspomnieć o KOR w ogóle, a szczególnie o działaczach „Ro-
botnika” (Ludka i Henio Wujcowie przyjechali na dzisiejsze spotkanie). Ta różnica miała
bardzo poważne konsekwencje. Mnie osobiście najbardziej interesowało – być może by-
łem najbardziej zideologizowany – według jakiej koncepcji mają działać WZZ w PRL, czyli
w komunizmie: według koncepcji „komisji robotniczych” [opcja KOR – red.] czy według
klasycznej formuły. Ja byłem zwolennikiem budowania normalnego związku zawodowego,
takiego, jakie funkcjonowały w normalnym państwie kapitalistycznym, czyli w systemie wol-
norynkowym, gdzie związki zawodowe są reprezentantem załogi i nie zajmują się kontrolą
produkcji czy współpracą z dyrekcją. Są opozycją, są biegunem przeciwnym w stosunku
do właściciela. Oczywiście można powiedzieć, że to było dziwactwo, ponieważ u nas właś-
ciciel był monopolistyczny, państwowy, więc ta opozycja była bardzo szczególna. Trudno
w takiej sytuacji mówić o jakiejś równoprawności stron, ale wydawało mi się, że to jest
ruch w kierunku wolności i demokracji, który później będzie mógł funkcjonować nadal, po
odzyskaniu wolności. W moim przekonaniu komisje robotnicze [nawiązujące do tradycji
Komunistycznej Partii Hiszpanii z okresu dyktatury Franco – red.] były kierunkiem bardzo
niebezpiecznym – z jednej strony pozbawiały władze pełni kontroli nad zakładem pracy,
z drugiej strony były elementem, który (ideologicznie) komuniści mogli wbudować w sy-
stem.
Joanna Duda-Gwiazda – KOR był inspiracją dla wszystkich grup opozycyjnych, które
ogłaszały jawnie swoją działalność, ponieważ on pierwszy to zrobił. Przykro mi to mówić,
ale KOR był przeciwny powołaniu wolnych związków zawodowych również na Wybrzeżu.
Krzysztofowi w jakimś momencie udało się przekonać Kuronia, żeby się zgodził. A po co
była potrzebna zgoda KOR? Obawiając się natychmiastowych represji (nie byliśmy w sta-
nie przewidzieć ich skali i wagi), chcieliśmy, żeby po powołaniu WZZ była o tym informacja
w „Wolnej Europie”, a to można było osiągnąć tylko przez KOR. Andrzej i ja jesteśmy
inżynierami, ruchem związkowym tak zanadto nie interesowaliśmy się, ale od razu, z góry
przyjęliśmy jedno założenie – żyjemy w systemie komunistycznym, doświadczenia związków
zawodowych działających w innym systemie nie są dla nas zbyt przydatne. Wiedzieliśmy,
że trzeba wypracować jakieś sposoby działania, metody i zasady organizowania wolnych
– czy też w ogóle – związków zawodowych w systemie komunistycznym. Skoro zadaniem
związków zawodowych jest walka z wyzyskiem i poprawa warunków życia i pracy ludzi
pracy i ich rodzin, to nie ma ich co dzielić na robotników i nierobotników. Zakładaliśmy
związki zawodowe pracowników najemnych. Rozumowaliśmy tak – w naszym systemie je-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •