Bez cukru 221 do 238, HG - SS

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozdział dwieście dwudziesty pierwszy

Zaczyna się prawdziwa lawina opowiadań. HG/SS jest jakby klamrą kompozycyjną tej ostatniej nocy przed bitwą. Niektóre opowiadania mogą Wam się spodobać, a niektóre nie. Mam prośbę - pod każdym z następnych "mini-opowiadanek" zostawcie komentarz, jeśli chcecie się do nich odnieść. Wrzucanie wszystkiego na ostatni rozdział będzie nieco chaotyczne i pewnie zdążycie zapomnieć, co chciałyście napisać. Enjoy :)

 

221.

 

Hermiona weszła do sypialni Severusa i uśmiechnęła się, widząc, że leży w zupełnie nieeleganckiej pozie i mamrocze coś pod nosem.

 

– Musisz mówić głośniej, bo nie słyszę.

 

– Mówiłem do siebie. Musiałem porozmawiać z kimś inteligentnym.

 

Jego głos był całkowicie odpowiedni na pogrzeb albo obwieszczenie końca świata. Najwyraźniej nie był zadowolony z tego, że już jutro miał byś koniec.

 

– Widzę, że jesteś w wesołym nastroju. Uważaj, bo jeszcze trochę i mógłbyś zarazić swoją radością dementorów i zaczęliby produkować własne patronusy. A skoro mowa o patronusach… Co się stało z łanią?

 

– W końcu się jej pozbyłem.

 

– Nie podobała ci się?

 

Podniósł się na łokciach i prychnął z irytacją.

 

– Od kiedy po raz pierwszy na lekcji Obrony w szóstej klasie przywołałem swojego patronusa byłem wściekły. Ja i łania! Łania! – Widać było, że jest oburzony i uważa całą tę sytuację za skandaliczną. Zdaniem Hermiony przesadzał. Przecież to nie tak, że miał… E… No, dobra. Co mogło być gorsze dla Snape’a od łani, która była symbolem łagodności? - W dodatku byłem w tej samej klasie z Potterem, którego patronusem był jeleń! Możesz sobie wyobrazić jaki był tego efekt. Evans cały czas miała mi to za złe, bo jej patronusem był paw.

 

Starała się powstrzymać. Naprawdę. Jednak kiedy pierwsze zduszone parsknięcie wyrwało się z jej ust i spojrzał na nią wściekle – nie mogła. Roześmiała się głośno i śmiała się tak długo, aż pociekły jej łzy. Biedny Severus! Łania i jeleń. Snape i James Potter! To musiało być zabawne! Kiedy się opanowała, na jego twarzy wyraźnie było widać zgorszenie.

 

– Skończyłaś?

 

– Prawie. Nic nie mogłam na to poradzić. Jak długo ci z tego powodu dokuczali?

 

– Do samego końca. Lupinowi wciąż się zdarza od czasu do czasu.

 

– Twój nowy patronus bardziej ci się podoba?

 

– Jest znacznie gorszy, choć nie sądziłem, że to możliwe. Paskudny, a na łanię przynajmniej miło było popatrzeć.

 

– Cóż, zawsze możesz powiedzieć, że twój gust nie jest najlepszy. Mnie ten kotek się podobał. A teraz koniec gadania. Mamy eliksir do przetestowania.

 

– Jak rozumiem, robię za świnkę doświadczalną?

 

– Jeśli ci się nie podoba, to rzuć na mnie kilka Cruciatusów, a ja wypróbuję.

 

Spojrzał na nią tak, jakby właśnie się przyznała, że to ona jest wielką kałamarnicą.

 

– A sądzisz, że jest jakieś inne wyjście?

 

– Sądzę, że to co sądzę, przestało się liczyć. Co mam zrobić?

 

– Rozebrać się.

 

– Całkowicie?

 

– A jak można rozebrać się nie całkowicie?

 

– Obróć się. To Alexandrowi mam zrobić striptiz, nie tobie.

 

Uśmiechnęła się przekornie, ale zrobiła, jak prosił.

 

– Wiesz… Nie miałabym nic przeciwko temu.

 

– Wiem. Dlatego miałaś się obrócić. To nie jest przedstawienie.

 

– Nie? Szkoda.

 

– Już.

 

Stał nagi na posadzce, na środku swojego pokoju. Nie mogła się na niego napatrzeć – jego ciało dosłownie emanowało siłą, mimo że było chude i całe w bliznach. Parsknęła śmiechem, a Severus spojrzał na nią ostro.

 

– Skończyłaś podziwiać?!

 

– Przepraszam, nie śmieję się z ciebie. Po prostu właśnie odkryłam, że mam fetysz.

 

– O, czyżby?

 

Wyraźnie był zainteresowany i obserwował ją, jak odkręcała słoik i zanurzyła dłoń w brzoskwiniowym kremie.

 

– Mhm. Uwielbiam twoje blizny.

 

– Ciebie położna przy urodzeniu nie upuściła. Ona walnęła tobą o ścianę. Czyś ty ogłupiała?!

 

– Nie. Nie mogę powiedzieć co mi się podoba? Dobra. Pogadamy o tym kiedy indziej. Teraz się nie ruszaj. Muszę rozłożyć odpowiednią ilość maści na twoje ciało. Jeśli przesadzę z dawką, to mogę doprowadzić do zniszczenia nerwów i będziesz sparaliżowany. Gdy tylko maść się wchłonie minie dziesięć minut i zacznie się… oczyszczanie. Będzie bolało. Bardzo. Powinno to potrwać z godzinę, a potem będziesz się czuł jak nowonarodzony.

 

– Mam wrażenie, że pouczanie Mistrza Eliksirów na temat jakiegoś eliksiru sprawia ci perwersyjną przyjemność.

 

– Aż tak to widać?

 

Lekko uniósł kącik ust i dał jej znak ręką, by przestała gadać i wzięła się do roboty. Zaczęła od ramion. Delikatnie przesuwała dłonie po wypukłościach i wgłębieniach blizn, rozkoszując się ciepłem jego skóry. Eliksir był nieco chłodny i od razu zaczynał się wchłaniać, gdy tylko przykładała go do ciała. Snape przymknął oczy i głęboko oddychał, a jego pierś unosiła się rytmicznie. Palcami nałożyła warstwę na ręce, nie omijając Mrocznego Znaku, tylko gładząc go, jak resztę jego ciała. Bez tego nie byłby tą samą osobą. Szerokie ramiona lekko drżały, gdy sunęła po nimi dłońmi. Pierś, boki, brzuch… Patrząc na ciemne włosy na rękach, nogach i pomiędzy nogami również jego pierś musiała kiedyś być naznaczona włosami, ale tam, gdzie są blizny włosy nie rosną. Trochę tego jej brakowało – od zawsze sądziła, że mężczyzna, który ma gładką pierś nie jest męski. Jednak blizny… Tak. To zdecydowanie był jej fetysz. Miała wielką ochotę sunąć ustami i językiem po miejscach, na które nakładała maść. Najwidoczniej jej dotyk działał również na niego, bo jego członek był twardy i drżał. Severus syknął, gdy poczuł na nim chłód kremu, ale po chwili mruknął z zadowolenia i sugestywnie wysunął biodra do przodu.

 

– Później – szepnęła, jakby głośne powiedzenie czegokolwiek miało zepsuć nastrój. – Później będzie na to czas…

 

Skinął głową i gdy skończyła zajmować się nogami podniosła się z klęczek i dotknęła szyi. Alexander radził, by szyję i głowę zostawić na sam koniec – nie mogły jako pierwsze wchłonąć mikstury, bo mogłoby to spowodować szok dla reszty organizmu. Uśmiechnęła się smutno, gdy posmarowała oparzelinę, którą – jak się dowiedziała – spowodował jego własny ojciec. Przeniosła dłonie na twarz, którą nauczyła się kochać i uważać za piękną. Och, nie był piękny dla reszty świata – jeszcze rok temu sama uważała go za obrzydliwego. Za duży, garbaty nos, wąskie usta, ostre kości policzkowe, krzywe i pożółkłe zęby, grube brwi, ogólna bladość i chudość… Tylko oczy zawsze jej się podobały – mocno obramowane czarnymi rzęsami z tęczówkami tak ciemnymi, że nie wiedziała gdzie zaczyna się źrenica. Sunęła palcami po jego twarzy wpatrując się intensywnie w każde miejsce, którego dotykała. Tak, jak poradził God nałożyła resztę na włosy. „Nie próbuj robić tego bezpośrednio na skórę, jeśli ktoś nie jest łysy. Możesz wtedy pomylić dawkę, a pozbawić umysł czucia… Kaplica.”. Były tłuste, owszem, ale po całym dniu stania nad kociołkiem i bieganiu za uczniami (plus poranne treningi) nic dziwnego, że były w takim stanie. Gdy leżał w Skrzydle Szpitalnym były lśniące i zwisały w strąkach, ale były przyjemnie gładkie. Poza tym wiedziała, że jest bardzo czystym mężczyzną – przynajmniej dwa razy dziennie brał prysznic. Lubiła jego zapach. Podobało jej się w nim wszystko. Dlatego ze smutkiem zrobiła dwa kroki w tył.

 

– Teraz czekamy. Dziesięć minut, a potem godzina.

 

– Mogłabyś wyjść? Wróć za godzinę, a najlepiej za kilka.

 

Nie chciał, by patrzyła na to, jak cierpi. Niechętnie skinęła głową.

 

– Pójdę zobaczyć, czy bliźniacy nie potrzebują pomocy. No i muszę dokładnie ich poinstruować, jak podłączyć M18A1 Claymore. Może mi to zająć więcej, niż godzinę. Może nawet kilka.

 

– Cokolwiek to jest. Idź. Dam radę.

 

– Powiem Zgredkowi, żeby miał cię na oku, dobrze?

 

– Jak sobie chcesz.

 

– Nie kłócisz się? – To było podejrzane. Zwykle w takiej chwili robił wielką aferę, że nie jest małym dzieckiem. Pokręcił głową.

 

– Jutro mogę umrzeć. Co za sens kłócić się o takie pierdoły? No, chyba, że bardzo chcesz, to z rozkoszą…

 

– Nie, nie. Jest ok., jak jest. Powodzenia.

 

– Bywało ze mną gorzej.

 

– To się dopiero okaże.

piątek, 25 czerwca 2010, mroczna88

 

Rozdział dwieście dwudziesty drugi

Podziękowania dla Szamana, która pięknie (I SZYBKO!!!) zbetowała całe 50stron!

 

222.

 

Ron razem z Halem siedzieli nad planszą przedstawiającą Hogwart i starali się ustalić dokładny gryplan.

 

– Tu powinny zaatakować smoki. – Starszy czarodziej wskazał różdżką miejsce blisko błoni. Ron pokręcił głową.

 

– Za blisko naszych. Powinny zaatakować przy bramie, gdzie wciąż będą w zgranej kupie. Na błoniach rozejdą się w różne strony i wtedy smoki mogą być nieprzydatne.

 

– Zawsze mają pazury i ogony. Do tego Charlie mówił, że ostatnio wynaleźli osłony na oczy, żeby nikt ich nie zaatakował, także możemy być spokojni. Więc smoki przy bramie… – Wyczarował dwa smoki latające nad pomniejszoną bramą. – Najpierw ostrzał i… Czekaj, co się stanie, jeśli znajdą jakieś tylnie wejście?

 

– W sumie Glizdogon je zna. Na wszelki wypadek ustawimy kilku ludzi przy Wierzbie Bijącej albo zawalimy przejście. Jak sądzisz, co jest lepsze?

 

– Wydaje mi się, że zawalenie. Nie mamy tylu ludzi. Ewentualnie można postawić tam czujkę.

 

– Czujkę?

 

– Jest takie zaklęcie… Jeśli ktoś przejdzie tamtędy, to będę wiedział.

 

– A jeśli tobie coś się stanie? To co wtedy?

 

– Wtedy zaklęcie da znać tobie. Jak nie tobie, to Dumbledore’owi, a następnie Minerwie. Sev mówi, że Voldemort nie zamierza zaatakować od tyłu, ale zaniepokoiło mnie to, co powiedział Rosmercie. Poza tym, jeśli kogoś podejrzewa, to może nie mówić wszystkiego Sevowi, albo zmieni w ostatniej chwili plany.

 

Siedzieli tak prawie do drugiej w nocy i gdy wszystko było już ustalone Hal skinął głową.

 

- Świetna robota, Ron. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Praktycznie większa część tego to twoje pomysły!

 

Chłopak zaczerwienił się i zaczął dukać, że wcale nie, że on też pomógł i…

 

- Dobra, dobra. Nie bądź taki skromny. Ja aportuję się do domu Andromedy, żeby ten wieczór spędzić z Sybillą. Dobranoc i… Do zobaczenia jutro.

 

Ron odetchnął i spojrzał jeszcze raz na całą planszę. Zapowiadała się krwawa jatka, jeśli ktoś chciałby znać jego zdanie. Oby jak najmniej krwi polało się po stronie Zakonu. Zerknął na listę nazwisk, którą kilka minut temu przyniósł mu Dumbledore, by wyszukać te, które zna.

 

BRAMA

 

Friedrich, Hal

 

Granger, Hermiona

 

Weasley, Fred

 

Weasley, Bill

 

Weasley, Fleur

 

Weasley, Charlie

 

Lovegood, Luna

 

McLaggen, Cormac

 

(…)

 

BŁONIA

 

Moody, Alastor

 

Snape, Severus

 

Potter, Harry

 

Weasley, Ronald

 

Weasley, George

 

Weasley, Molly

 

Weasley, Ginewra

 

Weasley, Artur

 

Malfoy, Draco

 

(…)

 

SZKOŁA

 

Dumbledore, Albus

 

McGonagall, Minerwa

 

Longbottom, Neville

 

Lupin, Remus

 

Johnson, Angelina

 

Bell, Katie

 

McMillan, Ernie

 

Bones, Susan

 

Chang, Cho

 

(…)

 

PUNKT MEDYCZNY

 

Pomfrey, Poppy

 

Goldstein, Anthony

 

Finch-Fletchey, Justin

 

Boot, Terry

 

Brocklehurst, Mandy

 

(…)

 

Hermiona przy bramie razem z jego trzema braćmi. Obawiał się tego – to właśnie tam Zakonowi będzie najciężej. Na błoniach większa część jego rodziny i Harry… Na szczęście Hanna będzie w zamku i jeśli Śmierciożercom nie uda się wedrzeć do środka, to powinna być w miarę bezpieczna. Oczywiście stwierdzenie „w miarę” nie było najlepsze, gdy mówiło się o wojnie. Podrapał się po szyi i wyszedł z gabinetu Dyrektora, by poszukać swojej dziewczyny. Jeśli się nie mylił, to mówiła, że będzie pomagać pani Pomfrey przy urządzaniu punktu medycznego. Ruszył w tamtym kierunku i uśmiechnął się widząc, jak pracuje przy układaniu pościeli. Punkt medyczny znajdował się zaraz przy zejściu do lochów ze względu na dużą ilość przestrzeni i łatwość w ukryciu jej przed uczniami, a także jednocześnie nie za dużą i nie za małą odległość od miejsca, w którym miały znajdować się grupy „hogwardzkie”, jak nazywał je Ron. Puchonka machnęła różdżką i dwa łóżka zasłały się od razu. Zobaczyła go i podeszła się przytulić.

 

– Hej, już skończyliście?

 

– Tak. A tobie ile zostało?

 

– Jeszcze tylko dziesięć łóżek i potem muszę pomóc Ginny, która przyjdzie sprawdzić, czy wszystkie eliksiry są prawidłowo ułożone. Wiesz, muszą być na wyciągnięcie ręki i w takiej kolejności, by osoba podająca się nie pomyliła. Mieliśmy w planach zrobić kolorowe korki, ale stwierdziła, że to raczej wpłynie na eliksiry i lepiej po prostu przykleić kartki z nazwami. Anthony i Mandy właśnie skończyli to robić.

 

– Od kiedy Ginny jest taka dobra w Eliksirach?

 

Hanna wzruszyła ramionami i delikatnie się uśmiechnęła.

 

– Nie wiem, ale pani Pomfrey mówi, że idzie jej naprawdę nieźle. W sumie to lepiej, że ona tu jest, a nie profesor Snape. Przy okazji… – Tu zniżyła głos i rozejrzała się czy nikt ich nie podsłuchuje. – To wspaniałe, że on i Hermiona w końcu się zeszli, prawda?

 

– Wspaniałe? – Ron skrzywił się. Przeprosił swoją przyjaciółkę i gdyby był czas, to zrobiłby to w znacznie bardziej spektakularny sposób, ale to nie oznaczało, że akceptował jej wybór. Hanna spojrzała na niego, jakby był wyjątkowo tępą sklątką tylnowybuchową.

 

– Oczywiście, że tak! Czy kiedykolwiek się im przyjrzałeś? Widziałeś jak na nią patrzy? Och, to oczywiście profesor Snape, więc nie robi tego zbyt ostentacyjnie, ale… To można wyczuć. W dodatku jest do niej bardzo przywiązany i dba o nią. Oboje są inteligentni i nikt poza nimi nie wie o czym mówią, więc pasują do siebie, nie sądzisz?

 

– No… Kiedy tak to ujmujesz, to czasami widziałem…

 

Zastanowił się czy po prostu się nie uparł, by odrzucić wszelką myśl o nich razem. Owszem, to było obrzydliwe, bo był dobre sto lat od niej starszy, co – według Rona – stawiało go w jednej lidze z profesorem Dumbledore’em, ale w jakiś pokręcony sposób byli do siebie podobni. Pokręcił głową. To nie był czas na tego typu rozmyślania.

 

– To mniej więcej za ile cię odebrać?

 

- Hmmm… Pół godziny?

 

– Ok., to skoczę do Harry’ego, trochę go pocieszę i wrócę. Pewnie jest zestresowany.

 

– Na pewno nie chcesz z nim spędzić dzisiejszej nocy? Nie obrażę się.

 

Pogłaskał ją po policzku patrząc w jej błękitne oczy.

 

– Wiem, ale chcę być dzisiaj z tobą. Harry jest silny gość, da radę.

 

– Dobrze. W takim razie idź, ja poczekam.

 

Jednak nie udało mu się porozmawiać z przyjacielem. Harry spał – wciąż w szacie i butach. Ron zdjął mu buty, zaklęciem odesłał ciuchy do szafy, przebrał w pidżamę i ułożył pod kołdrę. Chłopakowi należało się trochę luksusu i spokoju, w końcu jutro będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Miał już wychodzić, gdy do pokoju wszedł Neville – cały upaćkany ziemią i ciężko sapiący.

 

- Hej, co jest?

 

- Nic. Właśnie skończyłem zakopywać Trującą Tentakulę i wiele innych ciekawych roślin w przejściu pomiędzy Wierzbą Bijącą, a Wrzeszczącą Chatą. Nawet szczur się nie prześlizgnie.

 

- Idziesz spać?

 

- Nie. – Zaczął zdejmować z siebie brudne spodnie. – Teraz pójdę się wykąpać, a potem do kuchni, żeby coś zjeść. Wyślę sowę do babci, że ją kocham i że kocham rodziców i żeby w razie czego powiedziała im to. Potem… Chyba pójdę do Skrzydła Szpitalnego posiedzieć z Millie.

 

– Będziesz sam?

 

– Nie. Będę z Millie.

 

– Ale kiedy ona…

 

– Ona co?! – Zdenerwował się i zaczął wymachiwać koszulą, którą dopiero co zdjął. – Ona co, Ron?! To, że leży w śpiączce znaczy, że nas nie słyszy?! Oznacza to, że nie mogę przy niej być?!

 

– Ej, nie krzycz… Obudzisz Harry’ego, a raczej nie możemy pozwolić, żeby był niedospany jutro, nie? – Kiedy Neville się uspokoił, Ron kontynuował. – Stary, ja wiem, że ci na niej zależy, tak? Po prostu… Nieważne. Jeśli chcesz z nią być, to bądź.

 

Skinął mu głową i idąc do punktu medycznego zastanawiał się, ilu ludzi tej nocy będzie żałowało, że nie może spotkać się z tymi, których kocha. Hanna nie zobaczy swojego ojca. Katie Bell nie udało się skontaktować z bratem. Anthony Goldstein prawie płakał nad listem do swojej ukochanej dziewczyny, która była w tej chwili w Ameryce na wymianie studenckiej. Neville nie porozmawia z Millie, choćby nie wiem co. Charlie spotka się z McGonagall dopiero tuż przed samą bitwą. Oczywiście Opiekunka Gryffindoru miała tysiące spraw na głowie, ale kilka razy zauważył, jak spogląda w niebo ze smutkiem – w kierunku, z którego miał nadlecieć jego brat. Fleur i Gabrielle nie zobaczą swoich rodziców… Wielu ludzi będzie tej nocy samych. Miał szczęście, że miał Hannę. Cholera! Nawet Hermiona miała szczęście, że miała Snape’a. Nie mógł sobie wyobrazić, jak przeżyłby tę noc, gdyby nie Hanna. Bał się. Bał się jak nigdy. Nie o siebie, ale o swoją rodzinę, przyjaciół, nauczycieli… O ludzi, których znał, lubił i szanował. Z daleka widział rudą grzywę swojej siostry, która przestawiała butelki i słoiki tak, by można było jak najszybciej zadziałać bez pomyłki.

 

– Te po prawej to Elikir Rodwana. Najbardziej po prawej, bo najłatwiej będzie go wam złapać, jeśli sytuacja będzie krytyczna. Cała fiolka, jeśli stan jest krytyczny, ale jeśli to – załóżmy – złamanie otwarte, to trzy krople. Rozumiesz? – Terry Boot skinął głową. On  i Mandy Brocklehurst mieli zajmować się podawaniem eliksirów reszcie, która zajmowała się pacjentami. Dziewczyna drapała się po nosie, jak zawsze, gdy w pełni skupiała się na czymś. – Następne są Pieprzowe, dodają energii. Następne…

 

Był dumny ze swojej siostrzyczki. Ginny naprawdę wiedziała o czym mówi. Kątem oka zauważył Malfoya, który stał oparty o kolumnę i wpatrywał się w swoją dziewczynę. Pilnuje jej, zrozumiał Ron. Miał wrażenie, że coś przed nim ukrywają – dziewczyna przez ostatnich kilka tygodni była zdystansowana i wiecznie zamyślona. Spoglądała na resztę, jakby zastanawiała się, czy warto. A Malfoy był do niej praktycznie przyklejony… Miał ochotę spytać się, czy coś jest nie tak, ale Draco spojrzał mu prosto w oczy i pokręcił głową w stylu: „zostaw to”. Zrobił się zły, ale szybko doszedł do wniosku, że gdyby to było coś, w czym mógłby pomóc, to już by się do niego zgłosili. Ginny wydoroślała i mogła podejmować własne decyzje.

 

Westchnął ciężko, objął Hannę i ruszyli do Wieży Astronomicznej. Tylko tam spodziewał się spokoju tej nocy. Po drodze minęli McGonagall, która trzymała w dłoniach pełno długich pergaminów – mapy, jeśli się nie mylił – i patrzyła smutnie na wschód. W nagłym przebłysku zrozumienia odkrył, co w niej widział Charlie. Światło księżyca padało na jej twarz, która – dopiero teraz to zauważył – była piękna, choć twarda. Mógł tylko sobie wyobrażać, jak wyglądała z rozpuszczonymi włosami, ale mężczyzna mógł się nią zainteresować, jeśli tylko przestał na nią patrzeć, jak na profesorkę. Parsknął śmiechem – to trzecie Wielkie Odkrycie tej nocy. Ciekawe co będzie następne?

 

Otworzył drzwi i rzucił zaklęcie wykrywające obecność innych. Czysto. Wyciągnął z kieszeni pomniejszony koszyk, powiększył go i – pod zachwyconym wzrokiem Hanny – wyciągnął z niego ciepły koc, gotowaną (i wciąż ciepłą) kaczkę, ulubioną sałatkę dziewczyny i ciasto czekoladowe.

 

- Trochę… Chciałem trochę uprzyjemnić nam wieczór.

 

Jeśli miał wątpliwości co do jej zadowolenia, to siła z jaką rzuciła się w jego ramiona i wycisnęła pocałunek na ustach, przekonała go całkowicie.

 

Rozdział dwieście dwudziesty trzeci

Mam wrażenie, że przy Halu Sybilla staje się mniej... nienormalna :)

 

223.

 

Hal przeniósł się do domu Andromedy, której nie widział od dwunastu lat. Spotkał ją wtedy nad morzem we Włoszech. Dopiero wtedy dowiedział się, że wyszła za mugola, który – swoją drogą – był bardzo sympatycznym człowiekiem. Chyba jako jedyna zachowała swoją urodę i ciepło, które z niej emanowało. Bella stoczyła się całkowicie, a Narcyza zmieniła się w lodowatą, sztuczną piękność. Pani Malfoy przypominała mu lalkę – ładną, ale nie wzbudzającą emocji, podczas gdy wiele lat temu na jej widok nawet jemu robiło się gorąco i wiek nie miał z tym nic wspólnego. Andromeda, która wpuściła go przez kominek, przypomniała mu niegdysiejszą sławę sióstr Black, jako najpiękniejszych kobiet w świecie magii. Grube, gęste, ciemnobrązowe włosy okalały jej szczupłą, arystokratyczną twarz. Duże, brązowe i ciepłe oczy jaśniały powagą, ale wiedział, że wystarczy byle dowcip, by pojawiły się w nich iskierki rozbawienia. Niestety, miała równie duże tendencje do złości, jak do radości, więc łatwo było wyprowadzić ją z równowagi i człowiek mądry, za jakiego miał się Hal, unikał wszelkich sytuacji, które mogły wyciągnąć z niej diablicę.

 

- Hal, jak rozumiem przyszedłeś do Sybilli?

 

- Oczywiście. Gdzie mogę ją zastać?

 

Parsknęła i pokręciła głową, a włosy pięknie zamigotały w świetle. Jeszcze rok temu zaśliniłby się na ten widok i zaczął flirtować, ale teraz… Jakoś nie miał ochoty.

 

- Ona jest okropna, wiesz? Stwierdziła, że nie będzie spała w pokoju po zachodniej stronie, bo nie będzie stamtąd widziała konstelacji Łabędzia!

 

- Ta konstelacja jest dla niej wyjątkowa, moja droga.

 

- Wiadomo kto poza tą durną blondyną będzie mi pomagał?

 

Żadna kobieta, którą znał, nie lubiła Gabrielle. Fleur, która skupiała się tylko i wyłącznie na Billu nie była zagrożeniem, ale jej siostra flirtowała ze wszystkim, co miało dwie nogi i… No, wiadomo o co chodzi. Chodziło mu, rzecz jasna, o to, że dwie nogi i musiało się golić każdego ranka. Andromeda zmrużyła niebezpiecznie oczy.

 

- Jeśli jeszcze raz spojrzy na Teda w ten sposób i zacznie emanować swoją magią, to przysięgam, że użyję kilku czarów, których nauczyła mnie moja kochana mama. Pewnie nikt jej potem nie pozna, ale wątpię, by ktokolwiek poza nią samą z tego powodu rozpaczał. Kto wie, może nawet dostanę jakąś nagrodę.

 

Hal nie wytrzymał i roześmiał się. Och, ona była wspaniała! Choć nie wątpił w jej zapewnienia (jesz...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •