Betty Neels - Dzwony weselne dla Beatrice, ● Harlequin Romance
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BETTY NEELS
Dzwony weselne
dla Beatrice
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Bożonarodzeniowe przyjęcie u lady Dowley było towarzy
skim wydarzeniem roku w malutkiej wiosce o nazwie Little
Estling, położonej kilkanaście kilometrów od Aylesbury
i równie daleko od głównej drogi. I chociaż wioska była od
legła od wielkiego świata, obfitowała szlachetnie urodzonymi
ziemianami oraz przedstawicielami wolnych zawodów, któ
rzy wybrali sobie to miejsce na lata zasłużonego odpoczynku
po aktywnym życiu. Kontynuowała tradycje krykieta w lecie,
kościelnych jarmarków na dobroczynne cele w ciągu roku
i wyśpiewywania kolęd w okresie Bożego Narodzenia.
Przyjęcie u lady Dowley było huczne, wielki salon wikto
riańskiego pałacyku pełen gości, nie dlatego, by specjalnie
lubili lady Dowley, ale z chęci zakosztowania takich smako
łyków, na jakie większości nie było stać: wędzonego łososia
i parmeńskiej szynki, których apetyczne miniplasterki spo
czywały na równie małych kawałkach tostu. Wina były także
dobre, gdyż świętej pamięci małżonek lady przed śmiercią
zdołał nieźle zaopatrzyć sporą piwniczkę. Lady Dowley była
kobietą w średnim wieku, lecz nadal przystojną, wyniosłą,
skłonną do wtykania nosa w cudze sprawy i absolutnie prze
konaną, że ma zawsze rację. Z pewnością doznałaby głębo
kiego wstrząsu, gdyby się dowiedziała, że przyjaciele i zna
jomi odczuwają wobec niej uczucie litości, i mimo że niezbyt
ją lubili, gotowi byliby pośpieszyć jej z pomocą, gdyby taka
potrzeba zaistniała.
6
Nieświadoma opinii świata lady Dowley krążyła wśród
gości, wyniosła wobec niższych sobie natomiast wylewna
wobec równych.
- Jakże miło mi pana widzieć - powiedziała łaskawie do
barczystego mężczyzny w średnim wieku, z mądrą twarzą
i przenikliwym wzrokiem. - Rozejrzała się. - A pańska droga
żona? -I nim zapytany zdążył cokolwiek powiedzieć, dodała:
-I piękna córka?
- Są obie, lady Dowley. Z pewnością dobrze się bawią
- odparł. - A pani i Phoebe? Wszystko w porządku? -
- Phoebe? Miała na pewno przyjść. O, muszę pana prze
prosić... - Patrzyła mu przez ramię. - Widzę kogoś, kogo
dawno nie widziałam. Proszę pozdrowić żonę, jeślibym miała
jej nie zobaczyć. Może wkrótce spotkamy się na herbatce...
Doktor Crawley zamruczał coś pod nosem. Jego. łagodna
i aż nadto skromna żona była ni mniej, ni więcej, tylko wnu
czką lorda i jako taka zasługiwała na towarzyskie kultywo
wanie przez lady Dowley, która wspomniawszy herbatkę na
tychmiast odeszła.
Jej miejsce u boku doktora zajęła Beatrice. Córka by
ła o głowę wyższa od ojca, miała co najmniej metr siedem
dziesiąt cztery wzrostu. Wspaniale zbudowana dziewczyna
o pięknej twarzy i ciemnoblond, a raczej jasnobrązowych,
długich prostych włosach zwiniętych w kok na karku. Ude
rzały wielkie szare oczy osłonięte rzęsami barwy włosów.
Zachwycał delikatny nosek i kształtne usteczka nad wyraża
jącą stanowczość brodą.
Widząc wyraz twarzy ojca, powiedziała:
- Nie martw się, rozchmurz twarz. Za pół godziny będzie
my mogli umknąć... - Zamilkła, gdy para dłoni zasłoniła jej
oczy. - To ty, Derek? Puść! Zmierzwisz mi uczesanie...
Dłonie opadły z oczu, ujęły i obróciły całą postać o sto
osiemdziesiąt stopni.
7
Ujrzała usta gotowe do cmoknięcia i posłusznie nadstawiła
policzek. W tym momencie uświadomiła sobie, że Derek nie
jest sam. Towarzyszący mu potężnej budowy mężczyzna,
o krótko przyciętych siwiejących włosach i jakby opadają
cych na niebieskie oczy przyciężkich powiekach, patrzył na
Beatrice chłodnym wzrokiem. Zrobiło się jej nieprzyjemnie.
On mnie już nie lubi, pomyślała sobie. A przecież wcale się
nie znamy....
- Beatrice, to jest Gijs van der Eekerk! Gijs, przedstawiam
ci Beatrice Crawley. Znamy się od kołyski, a raczej od space
rowych wózków prowadzonych przez nasze nianie. Było to
wiele lat temu...
Derek zaraz mu powie, ile mam łat, pomyślała. Wyciągnęła
na powitanie dłoń.
Uścisk mężczyzny był mocny.
- Przyjechał pan w odwiedziny do Dereka? - spytała,
chcąc usłyszeć głos mężczyzny.
- Na dzień, dwa - odparł krótko, nie okazując chęci kon
tynuowania rozmowy.
- Pan jest Holendrem? - Beatrice nie rezygnowała. - Był
pan już kiedyś w Anglii?
- Bywam tu dość często.
Derek i jej ojciec z ożywieniem rozmawiali i nie mieli za
miaru pośpieszyć jej z pomocą.
Ku jej zdumieniu mężczyzna odezwał się z własnej woli:
- Jaka szkoda, że konwenanse nie pozwalają nam wypo
wiedzieć tego, co pragnęlibyśmy powiedzieć, a zmuszają do
wymiany nic nie znaczących zdań. - Miał głos melodyjny
i zaledwie śladowy obcy akcent.
- W istocie nie wypada wypowiadać wszystkiego, o czym
się myśli - odparła cierpko. - Ale panu by to odpowiadało?
- Bardzo - rzekł, uśmiechając się. Uśmiech ten sprawił,
że Beatrice zrobiło się nie wiadomo dlaczego, bardzo głupio.
8
- I ostrzegam, że często to robię. Wypowiadam szczerze
wszystkie myśli.
- Współczuję osobie, która musi tego słuchać - odparo
wała ostro. - Przepraszam, ale widzę przyjaciółkę, z którą
muszę porozmawiać.
Odeszła i ujrzała go ponownie dopiero wtedy, kiedy rodzi
ce byli już gotowi do wyjścia. Rozmawiał z pastorem Perkin-
sem, który ujrzawszy ją, przywołał do siebie.
- Beatrice, drogie dziecko, mam do ciebie kilka spraw.
Zajrzyj rano na plebanię... - Zwrócił się do swego rozmów
cy, mówiąc: - Bo wie pan, Boże Narodzenie, nagromadzi
ło się masę spraw. Bardzo miło było pana poznać. - Podał
Holendrowi rękę i powiedział do Beatrice: - Muszę teraz
uciekać, ale zostawiam cię pod dobrą opieką. Beatrice to
słodka dziewczyna - obwieścił i odszedł nieświadomy efektu
swoich słów.
Van der Eekerk podniósł wysoko brwi.
- Jestem zbudowany podobną opinią - powiedział. -
I nieco zaskoczony.
Beatrice się zjeżyła.
- Mogłam się tego po panu spodziewać. Już miałam na
końcu języka przeprosiny za niezbyt grzeczny komentarz co
do pańskich myśli, ale teraz się wycofuję.
Jego odpowiedź jeszcze bardziej ją rozwścieczyła.
- Zupełnie słusznie. Utrącanie słowem wyznawcy od
miennych poglądów jest angielską specjalnością. Poza tym
złość pasuje do pani niczym dodatkowa ozdoba. Proszę nigdy
za nic nie przepraszać.
- Z pewnością nie będę. I jak to dobrze, że prawdopodob
nie nigdy więcej się nie zobaczymy. Niezbyt dobrze do siebie
pasujemy.
- Chyba nie - zgodził się obojętnie.
- Żegnam! - oświadczyła i gdyby umiała, chybaby odpły-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Pokrewne
- Index
- Berenson Laurien - Przypadkowy pasaĹĽer, Harlequin Temptation
- Betty Mahmoody - Tylko razem z corka - 01, ebooki - Pisane przez zycie
- Betty Crocker Cookbook, Gotowanie
- Bella znaczy piekna, Harlequin-romans historyczny, Harlequin romans
- Bethany Campbell - Mężczyzna w ciemnych okularach, ● Harlequin Romance
- Bethany Campbell - Tylko kobieta, ● Harlequin Romance
- Bethany Campbell - Ich troje i kot, ● Harlequin Romance
- Beaumont Anne - Harlequin Romance 134 - Nić miłości, B
- Bethany Campbell - Sekret z Allegro, ● Harlequin Romance
- Beksinski 88-03-20, Beksiński
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- insidery.keep.pl