Biopolityka w ujęciu Giorgio Agambena, sesja letnia 2013, społeczna

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kamila Skrobot

Biopolityka w ujęciu Giorgio Agambena

 

Jako, że myśl Agambena nie należy do wtórnych ani oczywistych, na początku chciałabym wyjaśnić kilka kluczowych dla naszych rozważań terminów, które stworzył lub którym nadał nowy sens.

 

Starożytni Grecy posiadali dwa pojęcia odpowiadające łacińskiemu vita (życie). Na określenie pierwiastka ożywionego w przyrodzie, tego, co odróżniało materię żywą od martwej, używali określenia dzoē. Był to rodzaj życia niezależnego od konkretnych bytów – wszak istoty ożywione powstają i giną, lecz dzoē, jako taka, w przyrodzie pozostaje. W rozważaniach Agambena dzoē oznacza życie fizjologiczne, także prywatne aspekty życia ludzkiego, jak sfera seksualna czy kondycja zdrowotna. Czasami słowo to określa sam fakt bycia ożywionym, nie-martwym. Dzoē odnosi się do ciała.

Drugim określeniem był bios, czyli życie konkretnej jednostki (lub grupy, struktury złożonej). Bios posiadał konkretne jakości, w zależności od istoty, o której był orzekany. Agamben używa bios w znaczeniu życia politycznego, życia jednostki w grupie. Bios to sposób istnienia człowieka w polis. Z racji posiadania bios, obywatelowi przysługują swobody polityczne, jego życie jest chronione prawem, ale też jest je winien swojej ojczyźnie w walce i działalności prospołecznej.

 

Agamben wprowadza też, oddzielną od poprzednich, niejednolitą kategorię nagiego życia. Nagim nazywamy każde życie wyizolowane ze swojego pierwotnego kontekstu. Terminem tym posługuje się ten, kto rozpatruje życie nie ze względu na istotę, której ono przysługuje, lub posiadane przezeń jakości, lecz ze względu na sam fakt życia (oraz możliwość jego unicestwienia). W książce Homo sacer. Suwerenna władza i nagie życie podaje wiele przykładów posługiwania się kategorią życia nagiego, zarówno współcześnie jak i w czasach historycznych.

 

Inspiracją dla powstania tego dzieła była figura pochodząca z prawa rzymskiego, określana mianem homo sacer. Agamben zapoznał się z nią podczas studiów prawniczych jeszcze w czasach młodości. Homo sacer można tłumaczyć jako „człowiek święty” lub „człowiek przeklęty”.

Homo sacer była to osoba wyklęta w ramach kary. Istniały określone rodzaje przestępstwa, za które Rzymianinowi groziło sacratio. Życie takiego człowieka nie jest chronione prawem, każdy może go zabić bez powodu, nie ma praw politycznych. Jednocześnie nie wolno go zabić w żadnym rytuale, zwłaszcza religijnym, nie może być poświęcony dla dobra ogółu, postawiony przed sądem, skazany. Homo sacer, to ktoś komu można odebrać życie, kogo jednak nie wolno złożyć w ofierze. Agamben zastanawia się, skąd pierwotnie wywodzi się ta figura. Homo sacer był niekiedy uważany za człowieka zdanego jedynie na łaskę bogów podziemia, poświęconego przez samo wykluczenie, dlatego nie mógł zostać poświęcony drugi raz. Można powiedzieć, że był żywą ofiarą, spychaną przez społeczność w straszną sferę sacrum. Oprócz tego, w stosunku do homo sacer, to nie państwo, a każdy człowiek z osobna jest suwerenem, gdyż każdy ma władzę nad jego życiem.

 

Niestety, ambiwalencja terminu sacer, który można też tłumaczyć na język polski jako „poświęcony”, została zagubiona i słowo to kojarzy się nam dziś jedynie pozytywnie, jako coś czystego, pochodzącego od Boga. Pierwotnie termin ten oznaczał przedmiot poza świeckością, ale też poza tym, co religijne, z czystością mający wspólnego niewiele. Była to sfera nie podlegająca prawu ludzkiemu, jedynie prawu samej śmierci. Z racji tego właśnie prawa śmierci życie homo sacer jest nagie, gdyż nie określa go nic, poza ową bezwarunkową możnością unicestwienia. Sacrum to sfera podwójnego wykluczenia – politycznego i religijnego, jednak sacratio jako takie, jest kategorią ściśle polityczną, gdyż jest to rodzaj kary, jak i złączoną, poprzez analogię do ofiarowania, z rytuałem instytucjonalnej religii. Homo sacer nie posiada praw politycznych, a jednak funkcjonuje jako figura prawna, ze względu na nagie życie, które można zabić bezkarnie – stąd dochodzi do upolitycznienia dzoē. Sacrum jest więc sferą nierozróżnialności, gdzie całkiem zanika podział na dzoē i bios.

 

W pewien sposób to właśnie sfera sacrum jest pierwotną areną polityki i bez niej polityka nie może w ogóle być zrozumiana. Filozofia Agambena to właśnie stawia sobie za cel: aby wskazać miejsca, gdzie sacrum przeziera zza słabo zasłaniającej je kurtyny państwowości, obywatelstwa i praw człowieka. W tym celu tropi wszystkie momenty w teatrze społeczeństw europejskich, w których na scenę wkracza figura homo sacer i nieodłączna mu kategoria nagiego życia.

W czasach rzymskich istniał szczególny rodzaj władzy ojca (tzw. pater familias, głowa rodu) nad dorosłym, aktywnym politycznie synem, to jest: vitae necisque potestas (władza nad życiem i śmiercią). Pater familias władał nad całą rodziną z nadania republiki, był ich obrońcą, panem i sędzią, jednak jego władza nad synami była szczególna – mógł ich zabić  bez powodu, nie jako sędzia i kat, lecz jako suweren. Synowie byli dla ojców homines sacri. Wydaje się, że był to w założeniu rodzaj mechanizmu kontrolnego sceny politycznej – nawet jeśli jakiś niegodziwy człowiek zdołał obejść prawo, zdobyć stronników i władzę, przed użyciem jej do własnych celów powstrzymać go mogła jeszcze absolutna, nie wymagająca wyjaśnień ani powodów, władza ojca nad jego życiem. Warunkiem było, aby czynu dokonał ojciec własnoręcznie, bez uprzednich wyroków i rytuałów uświęcających, nadających zabójstwu uprawomocnienie. To właśnie jest przykładem obrazującym, że święte życie jest pierwotnym podmiotem politycznym, leżącym u podstaw całej cywilizacji europejskiej.

 

Kolejnym stadium polityki europejskiej są czasy feudalne, dzielące ludzi na królów i poddanych. Chociaż relacja „król – poddany” jest, rzecz jasna, relacją „suweren – homo sacer”, a władca ma władzę nad życiem swojego poddanego, to są to czasy rozdziału bios od dzoē. Zależność poddaństwa dotyczy konkretnych osób, konkretnego władcy i konkretnego poddanego, nie jest związana dzoē, lecz z bios. Poddanym jest się nie w wyniku urodzenia, tylko w wyniku aktu poddaństwa, uznawania władzy suwerena. Sferą tego, co wspólne, rządzi  bios, natomiast dzoē pozostaje prywatną sprawą poddanego, o ile suweren nie zarządzi inaczej.

Jednakże nawet tutaj sfera sacrum pozostaje zauważalna – głównie właśnie w osobie władcy. Prawo dynastyczne powoduje, że władza królewska, wynik boskiego nadania, przekazywana z ojca na syna, zyskuje niejako osobne, wiekowe nagie życie, niezależne od krótkich żyć poszczególnych królów. Władca ma dwa życia – życie człowieka i życie głowy państwa, co ukazuje, w wielu średniowiecznych królestwach istniejąca, tradycja podwójnego pogrzebu – jednego prywatnego, podczas którego chowano ciało, i drugiego – pogrzebu głowy państwa, w którym nierzadko grzebano jedynie figurę lub wizerunek władcy. Tak więc polityczne życie króla było przejawem nagiego życia.

Oprócz tego król, podobnie jak homo sacer, przebywał poza prawem (gdyż sam je stanowił). Tak więc w epoce feudalnej nagie życie przysługiwało bezpośrednio królowi, jako że przyjmował na siebie w chwili koronacji „drugie” życie głowy państwa. Poddanym święte życie przysługiwało jedynie względem suwerena, pośrednio, byli oni wobec niego homines sacri.

 

Władza suwerena sprowadzała się przede wszystkim do możliwości wprowadzenia stanu wyjątkowego, czyli stanu, w który prawa zostawały zawieszone i każde życie stawało się święte. Towarzyszyły temu konkretne symbole, stan ten był wyraźnie oddzielony od codzienności poddanych.

 

Jednakże już w tamtych czasach istniały dokumenty i doktryny odsłaniające nagie życie jako podstawę polityki. Dość wspomnieć Habeas Corpus Act wydany w Anglii w 1679, który miał zagwarantować obywatelom, że nie zostaną uwięzieni bez uprzedniego wyroku sądowego. Fraza w nim zawarta domaga się, aby oskarżyciel „miał [przed sądem] ciało do okazania”. Chodziło oczywiście o to, aby więzień uczestniczył w swojej rozprawie sądowej i został skazany prawomocnym wyrokiem, jednakże niefortunne (być może nieprzypadkowe) sformułowanie nadaje prawa polityczne dzoē, ciału, nie człowiekowi.

Także znana nam już koncepcja umowy społecznej w wydaniu Hobbesa czyni pierwotnymi podmiotami politycznymi ludzi, którzy są równi, gdyż podlegają na równi prawu śmierci. Gdy umowa się dokona, ich ciała stają się częściami Lewiatana, a oni sami - homines sacri w stosunku do suwerena. Wydaje się, że Hobbes także dostrzegał, jaka rzeczywistość leży u podstaw kondycji człowieka w państwie – jest to życie święte, które można zabić bezkarnie, którego jednak nie da się złożyć w ofierze.

 

Przełomowym momentem myśli europejskiej było powstanie we Francji w 1789 roku Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Był to pierwszy dokument stwierdzający wprost, że prawa przysługują człowiekowi nie z racji relacji bycia czyimś poddanym lub członkiem jakiejś społeczności, lecz z samego tylko faktu, że się urodził i żyje – wielki triumf nagiego życia. To dzoē, nie bios, zyskała status podmiotu politycznego, aby zaraz ustąpić przed wiele zaciemniającą figurą obywatelstwa. Jednocześnie, z rzeczywistości domen podlegających królom i książętom, wkroczyliśmy w czasy państw narodowych, które są wyznaczane przez ziemię i krew. Obywatelem państwa narodowego zostaje się w chwili narodzin, jest się nosicielem nagiego życia, przysługującego w istocie narodowi. Deklaracja, choć jej twórcy pragnęli przyznać godność każdej jednostce ludzkiej, w rzeczywistości położyła, całkiem jawnie, u podstaw ideologicznych nowoczesnej państwowości ideę życia nagiego, w dodatku ujmowaną prawie natychmiast w ramy obywatelstwa.

 

Konsekwencją nadania praw obywatelom, jako nosicielom nagiego życia, jest stopniowo postępujące upolitycznienie dotychczas prywatnej sfery dzoē. Każda emancypacja zyskuje janusowe oblicze – jej konsekwencją jest nieustanne przesuwanie granic tego, co publiczne, w stronę kurczącej się sfery tego, co fizjologiczne, co prywatne. Najpierw publiczna stałą się narodowość, pochodzenie, później kwestia płci, rasy, orientacji seksualnej. Na tym prawdopodobnie nie koniec. Mamy do czynienia z biopolityką, która nie jest z resztą wynalazkiem nowym. Owo przesuwanie się granicy upolitycznienia spowodowało, że w zasadzie nie dysponujemy już kategorią stanu wyjątkowego. Lub inaczej – że panuje on stale, gdyż, w imię nagiego życia narodu, godzimy się stale poświęcać jakości przysługujące życiu obywateli.

Niechlubnym apogeum biopolityki był rzecz jasna nazizm, który wprost odwoływał się do kategorii biopolitycznych Blut und Boden, czyniąc z nich centrum swego planu. Istota obozów koncentracyjnych i nazistowskiej eugeniki daje się prawidłowo zrozumieć jedynie w tym kontekście. Wszystkie drażliwe kwestie, każdy demaskujący obecność nagiego życia wyłom w systemie, zamanifestował się właśnie tam, jednakże nie ostatecznie.

 

Współczesnymi homines sacri, których sama obecność przypomina o nagim życiu, leżącym u podstawy państwa narodowego, są uchodźcy polityczni oraz ludzie wynarodowieni. Na nich to załamuje się nasza wspaniała idea praw człowieka, okazuje się że w istocie nie ma praw człowieka bez praw obywatela. Przebywają oni w sferze sacrum, pierwotnej, przedpolitycznej. Można zabić ich bezkarnie, nie istnieją w żadnym spisie ludności. Nie płacąc podatków, nie będąc częścią narodu, nie korzystają z bezpieczeństwa zapewnianego przez państwo. Nie posiadają praw politycznych.

Znamienny według Agambena jest fakt, że wraz z rozwojem idei państwa narodowego, wszędzie, gdzie nagie życie święciło triumfy, powstawała zaraz procedura wynarodowienia i wielu ludzi zostało jej poddanych. W szczególności każdy człowiek, który zginął w holocauście, został najpierw skrupulatnie pozbawiony obywatelstwa drogą urzędową.

Nawet organizacje humanitarne, chcące bezpaństwowcom pomagać, nie potrafią podejść do tego problemu właściwie. Jedyna kategoria, którą dysponują, aby w ogóle objąć zjawisko uchodźców pojęciowo, jest kategoria nagiego życia. Pomagamy im nie jako ludziom, lecz jako życiu wystawionemu na śmierć, w ten sposób ostatecznie przypieczętowując ich przynależność do sfery przeklętej, wykluczonej.

Właśnie z powodu możliwości wynarodowienia wszyscy jesteśmy potencjalnie homines sacri. Wraz z narodowością znikną nasze prawa. Poczucie bezpieczeństwa, jakie daje przynależność do państwa narodowego, jest jedynie ułudą, zasłoną, która nie pozwala nam zobaczyć naszej realnej kondycji. Ale to nie jedyny haracz, jaki płacimy na rzecz demokratycznego suwerena.

 

Kolejnym zjawiskiem, które demaskuje polityczność nagiego życia, jest problematyczna we wszystkich systemach prawnych kwestia samobójstwa. Agamben pisze, że to coś, czego państwo nie może zakazać, ale też nie może dozwolić, jako rzeczy godzącej w interesy narodu. Istnieje ono na styku sfery prywatnej i publicznej. Jedynym sposobem aby pojąć istotę samobójstwa jest uznanie, że człowiek sam jest suwerenem nad swoim życiem, mogąc się w każdej chwili zabić. Znów więc przekonujemy się, że podmiotami prawnymi jesteśmy jako życie wystawione na śmierć.

 

Wraz z samobójstwem do głosu dochodzi inne ważne pojęcie, znak czasów o dwu obliczach. Jest to „życie niewarte przeżycia” i najściślej wiąże się z kwestiami obecnie w bioetyce modnymi, tj. eutanazją, aborcją i zagadnieniem uporczywej terapii. Warto zwrócić uwagę, że jest to kategoria ściśle polityczna. Stwierdzając publicznie, że czyjeś życie niewarte jest przeżycia, spychamy je w sferę sacrum, można zabić człowieka, nie popełniając przestępstwa (np. lekarz w świetle prawa może usunąć płód z wadą genetyczną). To działo się na masową skalę w Trzeciej R...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •