Berent Ozimina, Berent Wacław

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wac�aw BerentOziminaCz�� pierwszaLodowy po�ysk czarnej tafli fortepianu i mocne l�nienie posadzki rzuca�y mu nasal� jakby py�powietrzny i ogromne zmatowanie barw w g��bi. W tym dla oka oddaleniu tonowa�asi� jaskrawarozmaito�� kobiecych stroj�w w kilka plam zamglonych pod czarnym wirem m�czyzn.Tylko nakrze�le najbli�szym odsad� barw mocnych - widnia�a jaka� bluzka o wodnejzieleni, twarz otwarta,jasna i w�os ciemny, rozja�niany w ciep�e po�yski, zda si�, kontrastem do tejhebanowej czerni forte-pianu, sponad kt�rej pada�y oczy jego.Sta� jak wyczekuj�cy rybak tej czarnej �odzi, przerzucaj�c bia�e karty nutroz�o�onych na heba-nie.A dziewczyna przygl�da�a mu si� przez zmru�one rz�sy pozornie nigdzie niepatrz�cych oczu.Obserwowa�a go z przedziwnie d�ugim spokojem, zamkn�wszy z�o�onymi na kolanachd�o�mi dwadoskona�e p�kola toczonych ramion, obci�ni�tych wysoko w bia�� sk�r�r�kawiczek. Czo�o spokojne,prawie kamienne, z odgarni�tym zuchowato ciemnym w�osem, oczy zmru�one, a �ywejak u w�a,rzuca�y a� na skro� wibruj�c� zmarszczk� uwagi. Rozmigotanie ciekawo�ci, pyta� ip�u�miech�wprzep�ywa�o, zda si�, spod oczu przez pe�ne jak jab�ka policzki ku ustom iwraca�o fal� pod zmru�on�powiek�; zaci�ni�te wargi rzuca�y od k�t�w w stron� uszu drgaj�ce rysy swawoliczy czego� gorsze-go. Zastawia� si� za ten wyraz g�upkowaty podbr�dek o migda�owym owalu imi�kko�ci dzieci�cej.Siedzia�a nieruchoma jak pos�g, p�kr�gami ramion obejmuj�c wydatn� pier�;pazury kr�tkich �apek,rzek�by�, mi�kko z�o�one, tkwi�y w r�kawiczkach - pod to przymru�one, w�owezapatrzenie sko�-nych oczu.Gdy po niejakim czasie wyszed� do dalszych pokoj�w, w ma�ym przej�ciu za salonemspotka�si� oko w oko z tym u�miechem na wibruj�cych policzkach. D�o� spokojnie z�o�onaw d�oni zamyka�atoczone p�kr�gi ramion nieruchomych."C� to zn�w znaczy? - my�la�. - Obcej kobiety u�miech dobrze mi znany zast�pujemi drog�jak w wizji.""Pan mnie nie poznaje?" - pyta�y oczy zmru�one."Nie. Poniewa� rzecz dzia� si� powinna w ponurym w�wozie."Roze�mia�a si� niemo: bia�ym b�yskiem z�b�w oraz niewolnym podrzuceniem piersiwydatnej,a ca�a posta� rozb�ys�a �yciem w tym u�miechu. W blisko�ci tej kobiety uderzy� wniego wiew �wie-�yzny jak od owoc�w, a zarazem skwaru, w kt�rym one dojrzewaj�; jaka�tryumfuj�ca wegetatyw-no�� bujnego �ycia, leniwa do s�owa, ci�ka do g�osu i gestu - jak w letniepo�udnie.Ura�ona czy te� zbyt opiesza�a, aby si� przypomina� w rozmowie, zwr�ci�a si� kudrzwiom s�-siedniego pokoju; na znak, �e wysz�a tu jedynie dla poprawienia uczesania,wyj�a szpilk� rogow�i wbija�a j� po drodze niedbale w w�osy, jak wid�y w snop."Amalteo!" - zacz�� ju� by�o, gdy ten gest ostatni tajemniczym kojarzeniemdrobiazg�w napro-wadzi� go na dawne wspomnienie. "Czy�by ta ma�a ze wsi? Czy�by ona?"- Panna Nina? - zgadywa� tedy, zapatrzony w sowit� j�drno�� i pe�ni� kszta�t�w,kt�re, rych�opatrze�, stan� si� przelewne.- Ja!Krwiste wargi rozchyli�y si� w u�miechu d�ug� szczelin�, jak p�kaj�cy owocgranatu, a s�owoz nich wy�uska�o si� ci�kie, soczyste, jak purpurowe tego granatu ziarno;zakwit�y policzki.Roze�mia� si�. "To dumne samopoczucie tego <ja>! Ta smakowita b�ogo�� tegos�owa, jaku Murzyna. Wierz�, tu mo�na by� zwi�z�� w s�owie; wszystko inne jest zreszt�zbyt wymowne."- Ju�?! - krzykn��. - Ju� "ja"? Ale� to posz�o w tempie tropikalnym! Kiedy�przeniesiono domiejskich cieplar�?- Pan uty�.Ta lapidarno�� powitalnej konstatacji obci�a mu od razu s�owa i my�li wszelkie.Czu� si� taksamo ogl�dany i wa�ony nieomal, jak sam to czyni�; bodaj�e z jednym wynikiem.Jego ostatnie pytaniei jej konstatacja zbiega�y si� na jednym motywie. My�l ruchliwa utkwi�a mu naglena wzajemnych u�-miechach."Do�wiadczam lakonicznego szcz�cia m�odego padyszacha - pomy�la�, splataj�cd�onie na do�-ku. - Odzyskawszy kontenans, pozostawa�oby ju� chyba tylko si��� na tym mi�kkimjak puch dywa-nie, wesprze� g�ow� o taboret z poduszek, je�� sorbet i ca�owa� si� s�odkimiwargi.""C� za ubikacja przedziwnie leniwego nabo�e�stwa! - m�wi� do siebie,rozgl�daj�c si� po tymspi�trzeniu dywanowych poduszek, taboret�w, otoman, foteli, portier, kotar,kobierc�w i wezg�owi. -C� za wykwint kaukaski! Jaka� profuzja tapicerskiego geniuszu i perskiegonatchnienia!"Pocz�a wy�uskiwa� z r�kawiczek pi�ci ma�e i twarde jak orzechy, ogromnie �ywetym ogo-rzeniem i po�yskami jak na miedzi. R�ce, w sobie krzepkie, zda�y si� jeszczej�drniejsze spod r�kawi-czek.- Pani musi by� silna?W odpowiedzi wystawi�a mu na zgi�tych �okciach swe szpony. Zanurzy� palce w ichciep�o �y-we i pozwoli� sobie oczywi�cie przegi�� d�onie. Lecz w tej�e chwili po�a�owa�tego. "Na t� g�upi�stawk� got�wem na samym wst�pie przegra� wszystko."- Jaki pan s�aby! - rzek�a, odymaj�c wargi.Podesz�a wreszcie do lustra, by poprawi� w�osy.- Kt� to jest ta panna Ola? - pyta�a wzgardliwie. - Och, jak ja jej niecierpi�.- Za co?!- Ona pewnie jest taka sztuczna, a wy j� wszyscy mo�e tak adorujecie: artystka!Odpowied� rozprys�a mu si� w �miechu.- "Pewnie" i "mo�e" - powt�rzy�.- A ja wiem o tym panu Ta�skim. A co!- Ju�?- O, kobiety wszystko o sobie wiedz�! Ja mu si� tam dobrze przypatrzy�am.- Wcze�nie! - mrukn��. - Ile te� panna Nina ma lat?Pokaza�a mu czubek j�zyka w lustrze.- No, a pani domu - dra�ni� dalej - pani Lena? Ta jest naprawd� pi�kna.Panna Nina sta�a si� uwa�aj�c�; �renice pod zmru�onymi powiekami sp�yn�y naboki: "Och, tepalce pod pi�ciami!" - zauwa�y� mimochodem.- Panie, co to by�o z ni� i z tym poet�? - zadygota�a ca�a z nag�ej ciekawo�ci.- Z Woyd�? Nie wiadomo. Dwa lata temu na takim jak dzi� zebraniu przyszed� tuoto, do tegopokoju, chodzi� d�ugo po tym mi�kkim jak �nieg dywanie i dziwi� si� pewno, czemu�nieg jest tak pur-purowoczerwony, jakby krwi� nasi�k�y. Nala� sobie wody - ot, z tego dzbana,kt�ry trzyma ta wielkakuk�a Murzyna - nala� wody, po�kn�� co� wyj�tego z kieszeni od kamizelki, popi�i siad� tu... w tymoto k�cie... Tak usiad�.- Niech pan przestanie! - krzykn�a nagle i przys�oni�a obur�cz oczy. - Fe, iten dywan! - kapry-si�a pod gr� wyobra�ni, podgarniaj�c czym pr�dzej sukni�. A gdy uleg� temuwezwaniu i zaniecha�opowiadania:- No i co by�o dalej?- Tu usiad�. A tam na sali grano w�a�nie kwartet jaki� jemu na rozmarzenie, wi�cmu si� g�owatak oto w ty� pochyli�a w zas�uchaniu, otwiera�y si� oczy. Tak. A z salonuwymkn�a si� tymczasempi�kna pani i przysiad�a si� do niego marz�ca.Tym razem wstrz�sn�a si� ca�ym cia�em i pocz�a przys�ania� sobie na przemianoczy i uszy. Imd�u�ej my�la�a, tym wi�kszego impetu nabiera�a wyobra�nia. - Nie! nie! -krzycza�a coraz gwa�towniej.- Niech pan nie m�wi! - A do zadyszanej piersi przyciskaj�c obie d�onie, pyta�awnet t�umionym szep-tem przera�enia:- I co by�o dalej?Ale on ko�czy� ju� niech�tnie:- Pi�kna pani poczu�a rych�o, przy kim siad�a. I pierwszym jej uczuciem by�pewno wstr�t, dru-gim strach, trzecim groza, �e z cz�owiekiem, z nami, tak �atwo sta� si� to mo�e.I wtedy zapewniezemdla�a. Po ocuceniu si�, oczywi�cie, rozpacza�a. Gdy za� w samotno�ci orozpaczaniu zapomnie�musia�a, wtedy zjawi� si� mo�e nawet i �al. Dzi�, gdy samej siebie zapyta, czygo aby jeszcze pami�ta,odpowiada sobie bez w�tpienia: "O, tak." Ale pani, panno Nino, wcale ju� mnienie s�ucha?Ockn�a si� z zadumy podrzutem ciemnej grzywy zuchowato odgarni�tej z czo�a. Iwtedy do-piero ujrza� te sko�ne oczy po raz pierwszy otwarte: ich �renice ma�e jakgrochy; z�otoczarne, z�e, nie-spokojne oczy.- Dla niej?! - krzykn�a. - Dla niej?!... Oo!I j�a chodzi� nagle po pokoju; zrazu oci�ale, przelewnie jak go��b; potemstawa� si� jej krokmi�kkim na dywanie, szukaj�cym rytmu, nerwowym i czujnym jak u kota.- Co?! - zatrzyma�a si� nagle, jakby przera�ona wibracj� swych wyobra�e� czy te�jego zapa-trzeniem si� badawczym.- Ni-ic - odpowiada� przeci�gle. - Ja nic nie m�wi�em.- I czemu pan tak na mnie patrzy? Nie, ja nie chc�! - kaprysi�a, otrz�saj�c zsiebie jego spojrze-nie. - Czy ja co powiedzia�am? A mo�e co z�ego? Pan tylko ze mnie wyci�ga...- Liszk�. Policzki ma panna Nina jak jab�ka.W nag�ym opadzie w nieufno�� co do siebie powr�ci�a sm�tnie pod lustro, dokominka. Jaka�chusteczka, tego� wodnego koloru co i bluzka, znalaz�a si� w d�oni, potem mi�dzyd�oni� a z�bami,w upartym widocznie postanowieniu nieobcierania oczu. Czego on od niej chce?Dopiero kiedy uj�� j� za r�k�, wla�o w ni� to ufno�� do siebie, a wraz z ni� izaczepno��.- Niech mi pan lepiej zapnie r�kawiczki - m�wi�a obra�ona, wyci�gaj�c rami� wty�, by nie wi-dzie� go na oczy.Ale jemu spl�ta�y si� rych�o palce; zapi�� krzywo, krzywe rozpi�� i rozchyli�szczelin� r�kawi-czek a� poza �okie�. A gdy spi�owej zwarto�ci i ch�odu cia�a dotkn�y jegowargi, rami� wyd�u�y�o si�niewolnie: mi�nie same pr�y�y si� pod poca�unkiem.- Jacy wy wszyscy jeste�cie niezno�ni!- Ju� "wszyscy"?! - mrukn�� sm�tnie. Lecz w tej�e chwili drobna gar�� schwyci�ago za czarnyczub w�os�w nad czo�em.- Zawsze si� ze mn� dra�ni - jak wtedy na wsi! Zawsze mnie tylko na s��wkachprzy�apuje. Nie-jedno mi wyskoczy, bo ja sobie nic w g�owie nie uk�adam. Mnie wszystko samoprzychodzi.- Tam do diab�a, wierz�!W gwa�townym pod u�ciskiem w ty� pochyleniu pier� i szyja dziewczyny zda�y si�jak z granituciosane. A u�miech jej ust rozedrganych rozp�yn�� si� w poca�unku d�ugim ipowolnym jak �za. Za� towarg roztkliwienie przelotne przenios�a wibruj�ca fala na jab�kowe policzki,podrz�sy d�ugie, w czuj-n� ciekawo�� wci�� przymru�onych oczu. A gdy g�owa szarpa�a si� raz w raz: -Dosy�!... Ludzie! -pulsuj�ce przy ustach rysy pyta�y ze z�o�liwym spo... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • braseria.xlx.pl
  •